Jeden z licznych głosów poparcia dla Franciszka w Internecie: „Mam nadzieję że wszyscy duchowni wezmą przykład z papierza.”
Dyskusyjna o granicach żartu, ponieważ reżyser Saramonowicz wyjechał w sieci z nieobyczajnym kawałkiem. Każdy głupi żart przynosi nieco głosów oburzenia i bardzo dużo podobnych żartów. W rezultacie granicę dobrego smaku ustalić jeszcze trudniej. Na dowód: „Ulubiony film księży na Święta? „Kevin sam w domu.”
Akurat piszę coś, co wymaga myszkowania po obsadzie rozmaitych filmów. Kłopot z aktorami epizodycznymi. Twarze się zna, nazwisko trudno sobie przypomnieć. Sprawdzam. Oto pewna pani grywała w mnóstwie filmów, ale role bezimienne. „Kobieta przy studni, matka Kazika” itp. A najczęściej pod ogólnym hasłem „Obsada:…” Wreszcie – jest specyfikacja. Wśród wielu bezimiennych ról: „dostawczyni wódki”.
A przecież dotyczy to nie tylko „mistrzów drugiego planu”. Są aktorzy znani tylko z jednej roli, z jednego wizerunku ekranowego. Choćby przed nim i po nim nie wiem jak się gimnastykowali. Ludzie i tak mają przed oczami postać tylko z tego jednego, bardzo starego filmu. I nie przyjmują wiadomości, że ich ulubieniec mógłby mieć inny kostium, makijaż, perukę. Że mógłby się na przykład zestarzeć.
Więc patrzę na zdjęcie faceta i coś mi ono mówi, ale niewiele. Patrzę na podpis. Ależ tak: Pierre Brice. Winnetou. Tylko, że pierwsze wejście tej postaci na ekran to rok 1962…