Ruszyliśmy się za próg. Z oczywistych względów zwracałem dziś uwagę na orły. Wydały mi się mało majestatyczne. Raczej wkurzone i neurasteniczne. Taki na przykład orzeł z elewacji kamienicy przy rynku w Obornikach Wielkopolskich:
Albo weźmy ptaka z potężnego nagrobka pewnego powstańca wielkopolskiego w miasteczku Lubasz koło Czarnkowa:
I orła zaczajonego przy mniejszej mogile na tym samym cmentarzu:
W przypadkach, które nie dotyczą orłów, lubaszanie zdradzają więcej luzu. Mamy tu np. dwa cmentarze. Obok starszego jest uliczka nazwana:
A obszerna tablica przy murze nowego cmentarza powiadamia:
To wprawdzie jeszcze nie to, co zobaczyłem na skrzyżowaniu w Obornikach. A przecież za rok, dwa może tu być skrzyżowanie Jaggera i Richardsa:
Zwłaszcza, że mieszkańców stać na krotochwilne nazewnictwo:
W Lubaszu pyszni się potężne sanktuarium, jako to:
Czytam tablicę poświęconą koronacji obrazu:
Arcybiskup Paetz, arcybiskup Paetz…. Skąd ja znam to nazwisko? Nagle olśnienie. Ach, to ten arcybiskup, który ma swój dąb pod siedzibą władz Wielkopolskiego Parku Narodowego! Jak mogłem zapomnieć?!
Z ptaków już bardziej podeszła mi dziś papuga. Zobaczyłem ją na jakiejś wyprzedaży staroci w Czarnkowie. Kupiłem. Dam w prezencie zaprzyjaźnionemu adwokatowi:
Głos Wielkopolski: „W niedzielę w Poznaniu odbył się marsz za krzywdy /naprawdę tak napisali/ wyrządzone zwierzętom przez człowieka”. Komentatorzy są ciekawi jednego: poszli po marszu na hamburgera czy nie?
W Poznaniu będą instalować kamery w okolicach sklepów monopolowych. Głos Wielkopolski: „Drugim miejscem jest skwer u zbiegu ulic Rybaki i Strzałowej. – W ostatnich tygodniach apelowały o założenie tam kamer aż trzy wspólnoty mieszkaniowe – wyjaśnia radny osiedlowy. – Przed ponad rokiem zamontowano tam ławeczki, posadzono krzewy, ustawiono szachownicę. Miało to służyć wypoczynkowi okolicznych mieszkańców. Niestety, szczególnie po zmroku, teren ten pełni niechlubną rolę baru pod chmurką”.
Jak ja to znam! Przy dość znaczącej ulicy Głogowskiej, tuż obok mnie, stał sobie rząd sklepów i pawilonów. Przed nimi jakieś rachityczne, na wpół przegniłe ławeczki. Nikt się tam nie zatrzymywał, nie siadał. Niedawno zapadła decyzja, żeby ten obszar „zrewitalizować”. Przywrócić mieszkańcom itd. Rzeczywiście – położono nową kostkę, zainstalowano nową zieleń, postawiono nowe ławeczki. I zaraz znalazło się mnóstwo chętnych do siadania. Jak ich zobaczyłem, to śmiałem się, jak nie pamiętam już kiedy. Była to najgorsza, wiecznie narąbana, brudna i zarośnięta żulia. Zwykli mieszkańcy nie dość, że nigdy tam nie siadają, to jeszcze omijają „zrewitalizowane” miejsce najszerszym możliwym łukiem.
Głupio było tak całkiem „olać” (bardzo modne słowo) sprawę wyborów samorządowych. Na niezależna.pl czytam wywiad z jednym z kandydatów z ramienia Pis-u. Członek Komisji Likwidacyjnej WSI, Piotr Wojciechowski. Z wykształcenia astronom i politolog, z zainteresowań: znawca spraw wywiadu. „Dlaczego postanowiłem kandydować do rady powiatu wołomińskiego i szerzej, dlaczego biorę udział w wyborach samorządowych? Przede wszystkim, aby odbudowywać archipelagi polskości na terenie wspólnot lokalnych. Bronić i rozwijać naszą tożsamość narodową. Zapewnić młodzieży patriotyczną edukację i przeciwdziałać jej deprawacji”.
Pomyślałem, że to jest idealny program dla mnie. Na budżecie, dziurawych chodnikach komunikacji miejskiej się nie znam. Ale „odbudowywanie archipelagów polskości”? Mam to w małym palcu! Proszę, oto najlepszy dowód:
Włodzimierz Nahorny „Karłowicz”. To trzeci zagrany na jazzowo po Szymanowskim i Chopinie. Na skrzypcach Konstanty Andrzej Kulka. Podobno podobało się nawet w Chinach. Ciekawe, co oni z tego zrozumieli. Zwłaszcza z tekstów młodopolskich śpiewanych przez Dorotę Miśkiewicz. Jak dla mnie dość męczące: