http://www.youtube.com/watch?v=62fX6fPyZnY
Ostatni dzień sierpnia ’39. Narasta atmosfera zagrożenia. W radiu niemieckim agresywne marsze. W polskim piosenka „Na pierwszy znak…”
Efekty pirotechniczne robią wrażenie do dziś. Widz odczuwa realne zagrożenie wybuchem, odłamkami, zwałami ziemi, które tryskają w górę jak fontanny. Dziś to wszystko robią komputery. Ale w 1963 to były autentyczne ładunki wybuchowe. Dziś nikt nie namówiłby aktora, żeby bomba – nawet pozorowana – wybuchała tak blisko niego.
Radio nadaje z Warszawy, że Westerplatte się broni i „naczelny wódz pozdrawia załogę”. Gdy oni czekają na wsparcie…
Niemcy robią zmasowane bombardowania lotnicze. I to najnowszymi samolotami. Obrońcy jeszcze takich nie widzieli.
Panika wybucha na wartowni, kiedy ktoś w trakcie zmasowanego ataku krzyczy, że Niemcy puścili gaz. Przed wojną powtarzano, że na linii frontu gaz bojowy będzie realnym zagrożeniem. Jak podczas poprzedniej wojny. Podczas tej jednak gaz używany był gdzie indziej.
Umierający żołnierz prosi, by podać mu karabin. Chce umierać z bronią w ręku.
Podczas kolejnych ataków widać coraz wyraźniej, że mamy do czynienia z wojną na wyniszczenie, ze żołnierze broniąc się bez szans na utrzymanie posterunku stają na granicy zbiorowego samobójstwa. Ale zwolennicy oporu tłumaczą, że Westerplatte wiąże znaczne siły niemieckie. Tylko z czasem okazuje się, że Wybrzeże jest już w całości odcięte i żadna pomoc nie przyjdzie.
Jeden z żołnierzy biega w krzaki za potrzebą. „To nie ze strachu, panie plutonowy, to te konserwy”.
Niemiecki oficer pyta Sucharskiego, czy warto było tak długo się bronić. Sucharski nie odpowiada. To mocny koniec filmu.