W Poznaniu stanęła arcyważna kwestia pomnika Przemysła II. Jego projekt wystawiono w holu Urzędu Wojewódzkiego do konsultacji. Byłem, obejrzałem i mam mnóstwo zastrzeżeń:
Po pierwsze: koński ogon. Dlaczego opuszczony, a nie podniesiony. Swego czasu radni miasta Konin całymi godzinami wałkowali kwestię, czy ogon konia w herbie ich miasta ma być opuszczony, czy wręcz przeciwnie. A co dopiero ogon konia w Poznaniu! Po drugie: dlaczego koń ma uniesioną lewą nogę, a nie prawą? Czyżbyśmy chcieli w ten sposób symbolicznie hołdować lewicy? Komuchom?!
I – najważniejsze – dlaczego władca nie ma na szyi Medalu Przemysła II? Przecież wszyscy wiedzą, że najważniejszy wkład Przemysła w historię Polski jest taki, iż Akademicki Klub Obywatelski im. Lecha Kaczyńskiego w Poznaniu przyznaje medale jego imienia. Dotychczasowi laureaci: Jarosław Kaczyński, Antoni Macierewicz, dr Wanda Półtawska, prof. Witold Kieżun.
Poza tym nad upamiętnianiem Przemysła łatwo stracić kontrolę. Jak wiadomo, zasztyletowano biedaka w Rogoźnie, rzut beretem od Obornik. Była to najsłynniejsza gwałtowna śmierć w tym miasteczku, nie licząc wypadków samochodowych. Teraz rogoźnianie mogą chcieć np. wystawiać żywe obrazy z zabójstwa władcy. Jak ten z płótna Wojciecha Gersona. A przecież ma on ewidentny podtekst homoseksualny:
Nigdy dość czytania prasy katolickiej. Powoli czas podsumować tegoroczny sezon pielgrzymkowy. Informacja z tygodnika „Niedziela” o jednej z pielgrzymek: „Siedmioro rowerzystów Żywca w ciągu 35 dni pokonało trasę około 4,5 tys. km i dotarło 18 sierpnia do piasków Sahary w Maroku.” Jeszcze przed wyruszeniem w drogę pielgrzymi postawili sobie szereg zasadniczych pytań. Pierwsze z nich brzmiało: „Czy nie pogubiliśmy gdzieś idei naszej wędrówki?”
Nieco dalej poseł Pis-u, niegdyś rzecznik rządu J. Buzka, Jarosław Sellin, tłumaczy dziennikarce, na czym polega współczesna polityka polska:
„– Polityka to bieg. Ale jak mówi Jarosław Kaczyński, przeciwnicy mają wspaniałe buty, trampki, biegną swobodnie, natomiast my – po bardzo nierównym terenie i z narzuconym nam przez media workiem kamieni na plecach. Na tym polega nierówność szans w tym politycznym biegu.
– Wystarczy odrzucić ten worek na kupę kamieni…
– Wtedy powiedzą, że powiększamy tę polską kupę kamieni…”
Rzeczywiście, nic się nie da zrobić…
Skończyłem czytać monografię pióra Magdaleny Grzebałkowskiej „Beksińscy. Portret podwójny” (Znak). Autorka odpytała starannie kogo się dało w kwestii życiorysów malarza Zdzisława i jego syna, prezentera Tomasza. Ciekawe to co najmniej tak jak obrazy „Beksa”. Z zasztyletowaniem malarza przy użyciu harcerskiej finki na koniec:
Sporo fragmentów wypisałem. Wrzucam pierwsze z brzegu.
„Rysunek z gołą kobietą trafia raz w ręce katechety. Ksiądz woła z ambony: „Jest tu jeden między wami, który robi takie wstrętne rysunki! Ty, synu, umrzesz, a twoje ohydne dzieła gorszyć będą jeszcze pokolenia!” Wszyscy odwracają się i patrzą na Zdzisława Beksińskiego. Przyzna po latach, że czuł się wtedy jak idiota.”
„Student Zdzisław Beksiński ma dziewczynę. Pisze do niej listy „sercowe”. Ale mieszka na stancji i zauważa, że ktoś przeszukuje jego rzeczy i czyta korespondencję. Zostawia więc liścik w bieliźniarce: >>Nie czyta się cudzych listów, stara, obrzydliwa kurwo<<.”
„Szydzą z samego Stalina. Ktoś maluje obraz „J.S.S.P.O.” (Józef Stalin szczy pod olchą), który stanowi pendant do znanego obrazu >>Poranek naszej ojczyzny<< i jest demonstrowany podczas alkoholowych spotkań.”:
„Z pracy w budownictwie Beksiński najbardziej zapamięta picie wódki. Kto nie pije, ten donosi. Chudy inżynier w okularach pije >>służbowo<< z brygadzistami. Ze szklanki, z kubka, a gdy brakuje naczyń, z nakrętki kaloryfera zatkanej palcem u dołu.”
„Zdzisław wychodzi z aparatem do miasta, fotografuje Sanok. W szczelinie między dwiema budami z dykty widzi łeb konia. Zanim nastawi aparat, zwierzę znika. Ale artyście zależy tylko na takim ujęciu, jakie zobaczył wcześniej. Czeka wiele dni, zanim koński łeb znów pojawi się w tym samym miejscu.”
Gdyby kto pytał, w Trzebawiu bez zmian. Jesień:
To bardzo relaksujące uczucie, kiedy japońska wokalistka o imieniu Akiko śpiewa Beatlesów. Także „Across The Universe”. Jak to śpiewał Lennon, na początku był odgłos kaczki, która wzbija się do lotu. Bardzo mi tego odgłosu brakuje: