W moim ogrodzie, gdzie czas leniwy
Powolną strugą płynął wytrwale…
Jeszcze nieco z Kaszub.
Wracamy wieczorem na kemping. Dorota nabyła w miasteczku nalewkę, teraz sączy. Leśna droga. Dorota: „O, tam pobiegło jakieś zwierzę! – Jakie? – Nie wiem. Było trochę większe od zająca i trochę mniejsze od sarny. Więc to albo duży zając, albo mała sarna…” Miejscowe nalewki słusznie przeszły do legendy.
Nic ciekawszego już się nam tego lata nie przydarzy. Na przedmieściach kaszubskiego miasteczka Brusy odkryliśmy dość przypadkowo zagrodę miejscowego twórcy ludowego o dość pechowym nazwisku Józef Chełmowski (zmarł niemal równo rok temu). Wszyscy mylą go z Chełmońskim. To był ktoś w rodzaju kaszubskiego Nikifora. Jego dom i zagroda – oprowadzała nas przemiła żona artysty – to autentyczna pracownia i muzeum dokonań tego świątkarza i filozofa. Latem, wobec bujnej zieleni, wszystko to wygląda na istne cudo. Opisać trudno, nawet zdjęcia tego nie oddadzą.
U wejścia kapliczka z roku 1981, którą władze swego czasu „aresztowały”. Powód oczywisty:
W dodatku nad drogą krzyżową świeci słoneczko wyraźnie podobne do Wałęsy:
Więc tylko rzut oka na podwórze:
Rzut oka na sad:
A w detalu artystyczna wersja PRL-owskiego plakatu propagandowego:
I – oczywiście – ul z cytatem z twórczości Stanisława Barei:
W moich stronach policja odnotowuję występowanie odruchów warunkowych. „W Cieszanowie policjanci drogówki kontrolowali kierowcę samochodu. Kontrola nie spodobała się pasażerowi. Swoje niezadowolenie wyrażał w obraźliwych słowach kierowanych w stronę policjantów.” Ten od „obraźliwych słów” miał 2,6. Kierowca nieco więcej.
Idźmy dalej: „Policjanci z Lubaczowa interweniowali wobec 20-latka, mieszkańca Lubaczowa, który szedł środkiem drogi i tym samym stwarzał zagrożeniem w ruchu drogowym. Gdy zobaczył policjantów, to pod ich adresem wykrzykiwał obraźliwe słowa.” Że oscylował wokół trójki nie warto dodawać.
Kawałek dalej, pod Stalową Wolą, pasażerowie sami z siebie zatrzymali kierowcę autobusu. „W autobusie funkcjonariusze znaleźli dwie butelki wódki o pojemności 0,2 litra. Jedna była pusta, a druga do połowy opróżniona.” No i odruch: „Podczas zatrzymania 47-letni mieszkaniec powiatu tarnobrzeskiego był agresywny wobec funkcjonariuszy.”
Dużo się siedzi, więc i sporo się słucha.
Keith Jarrett „The Koln Koncert” (podobno najlepiej rozchodząca się płyta w historii jazzu). Od lat lubiłem latem siąść pod drzewem na rozstaju jak Janko albo Antek i słuchać tego fortepianu.
Dziś jeszcze Jarretta: „Haendel. Suiten fur Klavier”. Niby późny barok, ale pulsacja jazzowa. Jarrett cierpi, biedak, na „syndrom chronicznego zmęczenia”. Mnie się to jakoś nie ima. Bo też nie daję organizmowi powodów.
No i by nie było zbyt wesoło nieco tematyki typu „vanitas”. W piśmie literackim znalazłem wiersz na temat naszej – powiedzmy – terminalności:
Wszystko martwe
Rdzawa muszka na gładkiej skórce
zielonego jabłka
jest już martwa
za kilka minut
zniknie w pisku i dziobie jaskółki
Szary słowik ukryty w gałęziach morwy
śpiewający o miłości
jest już martwy
za kilkanaście dni
w pazurkach kota o imieniu Felek
Kudłaty pies z uśmiechnięta mordą
szczęśliwy na trawniku
jest już martwy
jeszcze kilka miesięcy
i wyjąc będzie usypiał swoje cierpienie
Pani a kasie coraz bardziej z rakiem
rzec można za pna brat
jest już martwa
chociaż lekarz mówi
ze to może potrwac parę złych lat
Ten wiersz umiarkowany i spokojny
jakby pogodzony
jest już martwy
bo urywa się
właśnie w tym miejscu raz na zawsze
Jerzy Śleszyński w: Topos. Dwumiesięcznik Literacki, 2014/3