Od rana lało, więc Gniezno mogło nam objawić swój niezatarty urok dopiero u schyłku dnia. Na jednej ze ścian bardzo pobożny mural. Ci, co go umieścili kładli zapewne nacisk na słowach „Bóg z nami”. Ja tymczasem położyłbym nacisk na słówku „jeżeli”.:
Podczas ostatniego pobytu w Resku odwiedziłem – jak zwykle – mego ulubionego marszanda. I – jak zwykle – nie zawiodłem się. Natrafiłem na malarstwo sztalugowe cudnej urody. Nie byłem w stanie dzieła zakupić od razu, bo zamykali. Zdążyłem mu tylko pstryknąć fotkę i dzisiaj już dobrzy ludzie z rodziny nabyli rzecz drogą kupna na podstawie namiarów fotograficznych. Dzięki! Jeszcze nie wisi u mnie na ścianie w galerii podobnych arcydzieł, a ja już się cieszę.:
W Muzeum Narodowym kiedyś będzie całe skrzydło z Kolekcją Kota.
I to będą faktyczne arcydzieła, a nie jak u tych – za przeproszeniem – Porczyńskich…
Gniezno – w kontekście tego blogu – kojarzy mi się z budującym tytułem sprzed roku: „Wiesław Kot, znany krytyk filmowy, przyjechał do Gniezna”:
https://gniezno.naszemiasto.pl/wieslaw-kot-znany-krytyk-filmowy-przyjechal-do-gniezna/ar/c13-5027134
Jest takie ciśnienie, „żeby do naszego skromnego miasta wreszcie przyjechał ktoś znany”. A skoro nikt naprawdę „znany” się nie wybiera, to się ten przymiotnik doklei do pierwszego lepszego i odfajkowane.
Od pewnego czasu zauważam u doktora Kota nadmierną skromność. Sugeruję prostą terapię: „Kot. Wiesław Kot”.
Fedorowicz w Poradniku Estradowca ostrzegał swego czasu jaką gratką dla miejscowych dziennikarzy jest wizyta w mieście kogoś sławnego. Można go bezkarnie zjechać i żaden szef nie zadzwoni do redaktora naczelnego z interwencją, bo taki Wiesław Kot nie ma szefa.