Mamy zobowiązanie towarzyskie, że jak nasza koleżanka poczuje pierwsze bóle porodowe, to mąż ją odwozi do szpitala, a my zajmujemy się małą córeczką. W tej sytuacji kopnęliśmy się najdalej do Jastrowia (okolice Piły) – że jak będzie telefon, to będziemy na miejscu w godzinę z hakiem.
A Jastrowie świętuje folklor z Bukowiny. Dlaczego akurat Jastrowie? Może mieszkańcy przywędrowali tu po wojnie z Krużewnik? W obsadzie zespoły z Ukrainy, Mołdawii, Słowacji, Bułgarii, Węgier, Rumunii, no i nasi. Najfajniej było, gdy tańczyli Węgrzy i w połowie kawałka ich kapela zaczęła grać „Glori, glori, alleluja”.
Więc znalazłem się w towarzystwie górali rumuńskich (ja to ten w czerwonym sweterku).
Ale też obok mołdawskiej wersji naszych Jarzębinek.
Na miejscu zobaczyliśmy też ukraińską wersję filmu „Ostatnia parówka hrabiego Barry Kenta”.
Nic więc dziwnego, że w Pile poszliśmy się pokrzepić do baru „Miś”, opatrzonego stosownymi cytatami.
Po drodze miejscowość Ujście. Znane z historii – tutaj (wiadomo choćby z „Potopu”) podpisano kapitulację w wojnie ze Szwedami. I to historyczne miasto – jedna ulica, jak w westernie – zdecydowało się uczynić mieszkańcem honorowym Jana Pawła II. I w porządku. Tylko, że oni sugerują wzniesionym popiersiem, że nasz papież wyglądał tak:
No cóż, o wizerunek papieża za bardzo nie dbają, ale o wizerunek własny – jak najbardziej. Skąd to wywodzę? Ano z cokołu owego postumentu. Bowiem tu nie tylko ozdobnymi literami wypisano, że Rada miasteczka przyznała papieżowi tytuł, ale także stoi wyraźnie wypisany numer uchwały. Konkretnie: X/124/99. Gdyby ktoś niegodnie sugerował, że jest to uchwała nr 97 lub 98, to ma wystawione na pomniku – 99! Bo jak Rada miasta Ujście wyda uchwałę, to warto to uwiecznić na postumencie.
Dla „Lata z radiem” nagrywam jakieś wstawki o duchach w filmie. Kawałek o polskich duchach:
A my, Polacy, to co? Od macochy? Skąd! Polak jak kręci film o duchach, to w jednym obrazku pomieści tyle zjaw, że tym z Hollywood szczęki opadają. Zaczyna się jak klasyczny amerykański horror: chata na odludziu, w chacie impreza, jesienna noc, mgła ściele się jak należy. I jak w amerykańskim filmie nieletnia dziewczynka zaprasza na imprezę duchy. I kroczą poczwary: kochanek w typie wampirycznym, hetman, co przehandlował Polskę, rzeźnik, który wyciął w pień pół galicyjskiej szlachty. Jakby ten orszak zobaczył Stephen King, pociąłby się z zazdrości. Tylko te duchy zamiast rozrywać imprezę na strzępy, jak w filmie hollywoodzkim – ględzą bez końca. Nic dziwnego, że uczestnicy tej domówki kiwają się w dziwnym tańcu i zasypiają z nudów. I nic ich nie budzi, nawet jak śpiewa Niemen a Marek Perepeczko krzyczy coś o jakimś rogu i sznurku, co mu się ostał. Tak, nad tym filmem o duchach nasze kino musi jeszcze popracować.
Czuj duch!
Haiku mistrza Shiki (1867 – 1902)
Czyja motyka?
nikt się po nią nie kwapi
w takim upale –
Dziś letnia burza
zmiotła wszystkie papiery
z mojego biurka.
Dzisiaj na targu
Chciałem kupić karasia
znalazłem karpia.
Ten na pierwszym zdjęciu to chyba Hucuł. Choć z wyglądu Nordyk.
Bukowina to raczej nazwa kulturowa niż geograficzna, skoro owa kraina występuje nawet w okolicach Piły (Piła piła, pije i pić będzie. Byliśmy, jesteśmy, będziemy.)
A ten pan? Rumun, Bułgar? A hucuł go wie…
Tak czy owak: „dla hucuła nie ma życia jak na połoninie”. I w Jastrowiu, naturalnie.
A najlepsza polska kronika filmowa to i tak „Piłowanie drzewa na huculszczyźnie.”