Ale numer! Znajomy zadzwonił do mnie z informacją, że mi już całkiem odbiło. Niby żadne to dla mnie zaskoczenie, ale pytam o przyczynę. Otóż na YouTube znalazł się filmik reklamowy pokazujący poznański Ekobazar z moją narracją. Było coś takiego – pół roku temu. Zaprosili mnie, robiłem przez pięć minut za małpę i wypowiedziałem się do kamery o żywności ekologicznej. Bardzo mi była wówczas potrzebna – od tamtego czasu straciłem ze 20 kg. Także dzięki zdrowej żywności właśnie. Teraz ten filmik. Troszku smieszno, troszku straszno:
Pan Szwedowski wciągnął mnie niedawno podstępnie w dyskusję o „syndromie Poznania”. Moje ple-ple jest jednak żenująco nieprzekonujące wobec materii życia.
Oto dziś rano czytam w „Głosie Wielkopolskim” o wydarzeniu, którego scenerię znam doskonale. Pod Poznaniem jest otóż wieś Szreniawa, a w niej Muzeum Wsi Wielkopolskiej. Bardzo często tam parkuję, po czym idę do lasu. Obok muzeum znajduje się także kompleks „polny”: jakieś działki z tablicami informacyjnymi. Tablic nie mogłem nigdy odczytać, bo dostępu do nich broni siatka z drutu. Taka, jaką ustawiają na poboczach autostrad, żeby sarenki nie wybiegały na jezdnię. Ale niedawno pewna starsza pani podeszła do płotu, chciała wyrzucić kamyk z buta i odruchowo chwyciła się owej siatki. Trzepnęło ją – podobno zdrowo. Siatka pod napięciem. Jak dookoła pastwiska, na przykład. Mąż biegnie ze skargą na recepcję Muzeum, a tam – pełny spokój. Tak, siatka jest pod napięciem, żeby dziki z lasu nie weszły w szkodę. A jak ktoś za nią chwyta, sam sobie winien. Że nie ma o tym żadnej informacji, ostrzeżenia, żadnej marnej błyskawicy na tabliczce? Było nie dotykać i już.
Przypominam – płot pod napięciem (a bez ostrzeżenia) jest niemal w środku wsi. Obok stacja kolejowa, muzealne parkingi, bloki mieszkalne. Muzeum często organizuje pikniki, przyjeżdża mnóstwo ludzi. Dotknąć go może dziecko, osoba chora na serce, starsza, z wmontowanym rozrusznikiem itd. Porażenie, szok, w skrajnym przypadku śmierć. Sama sobie winna – po co tam łaziła i pchała się z łapami?
Teraz pytanie: czy dyrektor Muzeum (wielkopolskiego!) jest zapobiegliwym gospodarzem, zatroskanym o powierzone mu mienie? Ty też jest skrajnym idiotą, pozbawionym wyobraźni? Moja odpowiedź na to pytanie: on jest tylko jednym z wielu podobnych dyrektorów wielkopolskich instytucji użyteczności publicznej.
Fronda.pl komentuje obrady Synodu w sprawie rodziny: „Prośmy Miłosiernego Boga by otworzył oczy i serca tym biskupom, którzy kuszeni są przez laickie i współczesne ideologie. Niech ufają Sercu Jezusowemu i Ewangelii a nie podszeptom szatana”. Ba, to oczywiste, że część biskupów ufa podszeptom szatana. Trzeba tylko o nich „śmiało i po nazwiskach”. Żeby było wiadomo, że biskup Gądecki, Ryczan, Jędraszewski czy choćby Gonzales stale ulegają podszeptom szatana. I już. Ech, ta Fronda. Zawsze zatrzymuje się wpół drogi.
We Wrocławiu Dorota się ucieszyła, że nazwa hotelu jest od jej imienia. Szybko wyprowadziłem ją z błędu. Tu nie może chodzić o nią. Przecież to hotel „świętej”(!) Doroty:
I wiele ciekawych rzeczy na murach. W Poznaniu jak ktoś opróżni szkło, to go wyrzuca tam, gdzie stoi. A we Wrocławiu jednak dba, by zharmonizować go z architekturą historyczną:
Tutaj nawet jak eksponują krasnala, to w trakcie selekcjonowania śmieci:
A co do murów, to i tak najciekawsze są nie te, na których coś jest. Najciekawsze są te, które pokazują, że coś było, ale już go nie ma:
Właśnie! Nie ma! Bar mleczny „Mewa”. Mewy we Wrocławiu były? Są? Będą?:
Kiedy ja byłem bardzo młody, te piosenki były już dość stare. No, ale na tło pierwszych flirtów i romansów nadawały się znakomicie. Jak mi się pewna miłość nie udała, to na zabój słuchałem „Wiem, że nie wrócisz”. I ten jeden jedyny kawałek na zawsze będzie w mej pamięci związany z tą jedną i jedyną dziewczyną. Jak było dobrze, to się słuchało „Obok nas”. Jak gorzej, to „Stoję w oknie”. A dziś? Dziś aktualne jest: „Bo czas jak rzeka, jak rzeka płynie, unosząc w przeszłość tamte dni…” Niemen „Czy mnie jeszcze pamiętasz?” I wszystko jasne:
Góralska muzyka. Kapela Andrzeja Obrochty „W karcmie”. Zawsze z rozbawieniem słucham „Góralu, czy ci nie żal”. Autor tekstu, Michał Bałucki (+ 1901) napisał całkiem sporo powieści i sztuk teatralnych. Teraz czasami grywają jeszcze „Grube ryby”. Ale pod koniec życia i mu nie szło i jego dramaty cieszyły się coraz mniejszym powodzeniem. Tak się tym przejął, że z rozpaczy palnął sobie w łeb. Był zapewne przekonany, że już niebawem jego twórczość ulegnie kompletnemu zapomnieniu. Niewiele się pomylił. Uległa. Ale bardzo by się pewnie zdziwił, gdyby mu powiedzieć, że jeden jego kawałek będą znali wszyscy dorośli Polacy. Napisał go w więzieniu, gdzie go posadzili za jakąś burdę. Tam rozmawiał z młodym góralem, który udawał się właśnie za pracą na emigrację. I to jemu zadał pytanie, które dziś znają wszyscy: „Góralu, czy ci nie żal?”:
Cyprian Bazylik to muzyk staropolski (+1591), z Sieradza. Jak staropolaninowi przystało, płyta z jego dorobkiem nosi tytuł „Complete Works”. Muzyka kościelna (a był kalwinem) na cztery głosy a capella. Jak się śpiewacy bardzo starają, to słuchacz miewa wrażenie, iż dochodzi do niego taśma puszczana od tyłu. Czytam, że pod koniec życia dostał od króla Batorego siedem łanów (115 ha). Niezły PGR: