https://www.youtube.com/watch?v=9gBTwYgvh7s
Młody naukowiec (Johny Depp) pracuje nad inteligentnym komputerem, którego zdolność myślenia będzie przewyższała możliwości wszystkich ludzi naraz. W czasie pokrywa się to z atakami terrorystycznymi na laboratoria komputerowe w całych Stanach.
Badacz zraniony kulą z elementami radioaktywnymi ma miesiąc życia. Pomysł – zamiast tworzyć sztuczna inteligencję lepiej zakonserwować żywą. Żona i przyjaciel pozwalają mu zeskanować własny umysł (duszę? świadomość?) do komputera. Ciało umiera, ale jego umysł (?) odzywa się z komputera. Brakuje mu jednak mocy obliczeniowych i domaga się przyłączenia do sieci. A tam zasysa wiedzę z tysięcy baz danych. Żona organizuje mu centrum komputerowe w dziurze zabitej dechami. Potrzebuje tego, bo chce ewoluować, rozwijać się w skali niewyobrażalnej. Z czasem dokonuje przełomów w medycynie, prowadzi przy pomocy robotów skomplikowane operacje. Tworzy ludzi, którzy posługują się „wspólnym umysłem”. Nawet zreplikował się do własnej byłej postaci fizycznej.
Na końcu wszystko to zakałapućkane. Wirtualny naukowiec zyskuje niebywałą władzę nad światem, ale ponieważ jest człowiekiem prawym, nie czyni z niej niegodnego użytku. Ale czy można zaręczyć, że nie zmieni poglądów? Czy więc racji nie mają przedstawiciele rządu, którzy chcą go zabić widząc w nim potencjalną bombę wodorową o globalnym zasięgu?
Morgan Frejman, jak zwykle, tylko odrobinę niżej od Pana Boga. Johny Depp nie ma co grać – płaska twarz na ekranie komputera.
Maszyna, która ma myśleć i czuć jak człowiek. Tylko pytanie – jaki człowiek? Ten problem powstał już przy wszczepianiu mózgu Frankensteinowi.