No dobra, nie dzieje się nic. Więc za całe wrażenia niech robią te zaplecza Lidla na Wildzie. Dorota na paradę wzdłuż półek (debilizm ostatni), a ja żeby nie paść z nudów – w Radio M. Akurat koronka. Więc: na zaplecze Lidla. A tam: olśnienie! Na skarpie kolejowej – segment barowy. Co kępa, to pozostałości uczt, o których w ich świetlistości ja – mierny pijaczek, dopisany do byle jakiego piwka – mogę tylko pomarzyć. Ach, napisać kronikę tych sabatów. Toż to by przewyższyło wszystko, co zarejestrowano o Poznaniu ever, ever.
I tu: za Lidlem na Wildzie biegnie tor, co tworzy okazję. Można bowiem spożyć, z ulgą dla wątroby, w pewien zaplanowany zasób. I to się dokonuje, tradycyjnie. Co sobie skromnie dokumentujemy. Żeby nie było…
Mają rozmach skurwisyny…
To ja teraz pojadę, gdzie jest więcej takich…