Tomasz Kwaśniewski „W co wierzą Polacy. Śledztwo w sprawie wróżek, jasnowidzów, szeptuch”:
Obszerny, osobisty zwiad reporterski o temacie zapisanym w tytule. Pierwsza połowa książki.
Cytaty:
Wiadomo – mówi – że dyktowania udzielić może jedynie duch dobry, dlatego bardzo mnie zdziwiło, kiedy się okazało, że Napoleon może to zrobić. Albo jeszcze bardziej, że Lenin. Ale jak się okazuje, Lenin w ogóle nie był zły, wręcz przeciwnie, to Stalin z niego zrobił potwora. Tak więc Lenin też dyktował, i to bardzo ciekawe rzeczy, też o Bogu, a przecież był komunistą, który Boga nie uznawał… – Przepraszam bardzo – rozlega się głos z sali. – A w jakim języku oni w ogóle dyktowali? – No jak to w jakim? Po polsku.
Panie, panowie, na scenę wkracza duch Mieszka I, uprzedzam, będzie niesamowicie. A to z powodu, że Mieszko I, jak sam informuje, zamierza urodzić się po raz drugi. „W moim bardzo drogim kraju – POLSCE” – mówi. I dodaje: „Szukajcie mnie między kobietami (…). Mam wielką misję do spełnienia. Takie jest moje życzenie – przyczynić się do poprawienia losu mojego narodu, który jako król zapoczątkowałem, stworzyłem jednolite państwo. Teraz moja misja jest podobna – dać znowu podwaliny pod wielką Polskę. Dlatego nadchodzi czas mego urodzenia się w polskiej dobrej Rodzinie. Ale jeszcze nie natychmiast, za kilka lat”. Który to był rok? 1985! A więc możliwe, że Mieszko I już znowu żyje!
Idąc od góry, najpierw „Cennik”: „Karty klasyczne + tarot, wizyta 30 minut – 200 zł. Medytacja z oczyszczaniem energetycznym i programowaniem podświadomości – 300 zł. Hipnoza, poprzednie wcielenia – 450 zł”.
– Na tym pani wróżebnym stoliku zauważyłem kryształową kulę. To jest ta kula? – pytam. – Tak, ale ja akurat nie pracuję z kulą, ona jest tutaj jako dekoracja. Praca z kulą jest bardzo niebezpieczna. Są osoby silnie wyczuwające byty wysokie, ja bardzo mocno wyczuwam niskie, a przez pracę z kulą, tak samo jak z wahadłem, łatwo je ściągnąć.
Bo można się urodzić z darem, ale można też go wypracować, otworzyć czakrę trzeciego oka. Absolutnie nie wyobrażam sobie być jasnowidzem. Dla mnie to jest okropne. Bo ja też miewam wizje, ale się poblokowałam, ja tego nie chcę.
Żeby wróżyć, musi się pani wprowadzić w jakiś specjalny nastrój? – Muszę być wypoczęta, nie mogę być zdenerwowana i nie mogę być na kacu. Karty po prostu wyciągają energię, więc do wróżenia są potrzebne spokój i naładowane baterie.
A co pan myślał! – Wróżka Oriana się śmieje. – Wszystkim się zdaje, że wróżka to ma high life. Przyjdzie, popieprzy, weźmie dwie stówy i już. My naprawdę ciężko pracujemy. My musimy wejść w energię życia klienta, poczuć wszystko to, co on czuje. Przyjmuję jednego, dwóch klientów dziennie, niech pan pomyśli, ile to historii. Ile problemów. Bo do nas nie przychodzą szczęśliwi ludzie; mam jedną klientkę, na tyle lat, która przychodzi ze mną pogadać, bo mnie po prostu lubi. A tak to są sprawy związane z dramatami życiowymi: ze śmiercią, z rozwodem…
Jak człowiek idzie i widzi kałużę, to może ją obejść. A jak nie widzi, to w nią wejdzie: karty otwierają oczy. Oczywiście pewne rzeczy są zapisane, muszą się wydarzyć, bo taki jest plan konkretnej duszy. Ale to, w jaki sposób człowiek do nich dojdzie, to już zależy od niego.
No dobra, ale jak to zrozumieć, że pani widzi zmarłych? – Są pewne dźwięki, które słyszą psy, nietoperze, a my nie, tak? Ale to przecież nie znaczy, że pies jest pierdolnięty, tylko po prostu łapie inne częstotliwości. I tak samo są obrazy, które widzę ja, a kto inny nie. Na razie nie umiemy się do tego dobrać, zbadać, jak to jest, ale jestem przekonana, że będziemy potrafili.
Dużo mnie rozczarowań spotkało w branży ezoterycznej, nie powiem – kontynuuje swoją opowieść wróżka Barbara. – Bo myślałam, że to będzie takie pure. A tu są takie same podgryzania i zawiści jak wszędzie. Przy czym trudniej je zweryfikować. W korpoświecie to przynajmniej wiadomo, kto lepszy, kto gorszy, bo jest tabelka, i koniec. A tu nie ma wyników, każdy jest najlepszy.
Ale w życiu nie ma nic za darmo. Znaczy za darmo jest tylko ser w pułapce.
Generalnie do stałych zjawisk obserwowanych na seansach należały: różnego rodzaju światełka, jakby ogniki, które gdzieś tam się pojawiały, żeglowały. Różnego rodzaju wonie, również przykre. Głosy, w ogóle jakieś dźwięki. Ale jednak najbardziej pożądane były tak zwane aporty. Czyli pojawiające się znikąd przedmioty. Na przykład kwiaty. A ponadto zjawy, które dzielono na jasne, ciemne i samooświetlające. Bo niektóre z nich świeciły własnym światłem. Najciekawszą chyba rzeczą, oczywiście obok tych zjaw, były odciski w parafinie. Polegało to na tym, że przygotowywano naczynia z tą rozgrzaną substancją, a potem w czasie seansu proszono zjawy, żeby zostawiły jakieś odlewy.
… to dlatego, że te zawody zawierają się w bardzo szerokiej podklasie: „Pozostała działalność usługowa, gdzie indziej niesklasyfikowana”, która poza działalnością astrologiczną i spirytystyczną obejmuje również działanie biur towarzyskich i matrymonialnych, agencji hostess, salonów masażu, tatuażu, piercingu, organizacji badających genealogię oraz usług typu: opieka nad zwierzętami, wyłapywania bezpańskich zwierząt, czyszczenie butów, parkowanie samochodów, dorabianie kluczy i tak dalej. Nie mam więc jak tego wyodrębnić.
Wróżbita? „Świadomie wykorzystując wrodzone uzdolnienia do działań w obszarze zjawisk nadprzyrodzonych, dokonuje wglądu w przyszłe i przeszłe wydarzenia przy zastosowaniu ukształtowanych przez tradycję form wróżenia, takich jak: karty, kabała, I-cing, chiromancja, katoptromancja, krystalomancja, czyli przepowiadanie przyszłości za pomocą zwierciadła lub kryształu. Zadania zawodowe: przepowiadanie przyszłości, czasem ujawnianie przeszłości – zależnie od przyjętej metody i poziomu wiedzy wróżbity – związane z konkretnym poradnictwem lub psychoterapią. Udzielanie porad dotyczących zaginionych osób lub rzeczy, wyjaśnianie podłoża i uwarunkowań zjawisk określonych jako niezwykłe”.
Jeśli chodzi o październik, to z kart wychodzi, że czeka mnie pogodzenie się z jakimś starszym ode mnie mężczyzną. Nikt i nic nie przychodzi mi do głowy, mimo że jak tylko to usłyszałem, mój mózg wyruszył na poszukiwania kogoś, kogo można by tu dopasować. Tak to chyba po prostu działa, że wróżka mówi, a ten, kto przyszedł, szuka w pamięci, w życiu czegoś, co mogłoby się z tym skleić.
Co będzie z PiS-em? Co będzie z PiS-em? Jaka jest przyszłość PiS-u? Rozkłada. A potem dodaję jeszcze jedną kartę. I jeszcze. I jeszcze. I jeszcze… – Pieniądze będą robić ogromne! Ludzie będą za nimi szli! Będą się chełpić swoim szczęściem, a potem spadną ze stołka z hukiem! Przy Kaczyńskim pojawi się kobieta, która będzie ratowała PiS w momencie ich klęski, tak to panu ogólnie powiem. A teraz poproszę o konkretne pytania. – A ta kobieta to kto? – Trudno powiedzieć, pewnie jakaś następna po Szydło.
Jałowca używa się wtedy, gdy ktoś ma ciężkie myśli. – Ktoś dzwoni, mówi: „Kurde, nie mogę spać, po głowie mi łazi, że żona mnie zdradza”, i wtedy pani przyjeżdża do niego do domu… – Nie muszę, bo jak już panu powiedziałam, większość z tych rzeczy można zrobić na odległość. Po prostu namaszczam tym olejkiem świecę, zapalam, a potem wchodzę do świata pomiędzy i robię to, co trzeba.
Niedawno postanowiłam podjechać sobie jeden przystanek autobusem, bo miałam niewygodne buty i byłam już zmęczona. Nie miałam biletu, patrzę, idzie kanar. No to zamykam aurę, kanar przechodzi, w ogóle mnie nie widzi. Serio!
Już panu powiedziałam o jednej różnicy między moim egzorcyzmem a katolickim. Druga jest taka, że ksiądz katolicki mówi: „W imię Jezusa – odejdź!”. Ale przecież nie każdy jest wyznawcą Jezusa, a w związku z tym nie każdy się tym przejmie. Jak do mnie ktoś przyjdzie i powie: „W imieniu rządu Mongolii proszę okazać dokumenty”, to ja mu powiem: „Spadaj”. Ale jak przyjdzie w imieniu Rzeczypospolitej, o, to już jest inna rozmowa. I tak samo jest tutaj.
O, a tu mam jeszcze naturalny pumeks, który służy mi do tego, że jak trzeba, to urywam kawałek i zatykam nim na przykład dziurę w czasoprzestrzeni – mówi wróżka Werbena…
Codziennie, choć nie wszyscy świadomie, odprawiamy mnóstwo magicznych rytuałów. Każde „Na zdrowie!” to jest przecież błogosławieństwo. Każde „Sto lat!”, życzenie. Każde „A żeby cię…”, złorzeczenie. A każdy medalik to przecież nic innego jak amulet. A najciekawsze jest to, że niektóre z tych zaklęć, życzeń, złorzeczeń trafiają w cel, realizują się.
Ludzie w ogóle dość często pytają o przeszłość, jaki był sens tego, co się wydarzyło, dlaczego w ogóle do tego doszło. Bo nie rozumieją.
… można sobie wziąć dowolny przedmiot, na przykład książkę, zadać pytanie i powiedzieć, że odpowiedź mieści się na przykład na stronie 34, wers drugi – mówię. – Oczywiście, i jest też taka technika wróżenia, nazywa się bibliomancja.
W ogóle mam wrażenie, że ci, co przychodzą do wróżki, to przede wszystkim potrzebują się wygadać, wypłakać, utwierdzić w swoich przekonaniach i poczuciach. – Oni nie tyle potrzebują wróżby, ile nadziei, że jakoś się ułoży – puentuje.
A ile u pani to kosztuje? – pytam. – To zależy, zazwyczaj sto pięćdziesiąt złotych – odpowiada wróżka Agnieszka. – Dwieście maksymalnie – dorzuca Leszek. – Za wszystko: horoskop, karty, odpowiedzi na pytania… – Można się z tego utrzymać? – Nie bardzo. – To jak sobie radzicie? – Jestem na rencie – mówi Leszek. – A ja dorabiam, opiekując się zwierzętami. Karmię koty, psy, wyprowadzam je na spacery.
A są takie wróżki, wróże, jasnowidze, którzy kantują? – pytam. – Oczywiście, to tak jak wszędzie – odpowiada wróżka Agnieszka. – Jak ich rozpoznać? – Jak ktoś się lansuje, opowiada mnóstwo niestworzonych historii, typu przewidziałem World Trade Center, przychodzą do mnie znani politycy i tak dalej…
A horoskop się zmienia niezwykle szybko, bo co dwie i pół godziny zmienia się ascendent. I to jest ten błąd podstawowy. – Ale te zmiany są przecież szybsze. Weźmy naszych bliźniaków – wtrąca się Leszek. – Chodzi mi o Kaczyńskich. Przecież powinni mieć też bliźniacze horoskopy. Ale oni się urodzili w odstępie czterdziestu pięciu minut, i to już miało znaczenie takie, że jeden żyje, a drugi nie.
A jeśli chodzi o tarota – mówi wróżka Agnieszka. – To do pomyłki może dojść na przykład wtedy, kiedy ten, kto się pyta, tak naprawdę nie wie, czego chce. Albo zadaje wciąż to samo pytanie, tylko na różne sposoby. Wtedy można powiedzieć: karty głupieją.
Z wróżeniem jest jak ze sprzątaniem. Człowiek się brudzi. Bo też wróżenie to nic innego jak grzebanie się w cudzym życiu. I to przeważnie w tych nie najlepszych sprawach, energiach. To więc, czego później trzeba, to przede wszystkim się umyć. A zaraz potem odebrać zapłatę. Żeby się odciąć; ja tobie wróżę, ty mi coś dajesz, sprawa jest zamknięta.
Jasnowidztwo dzielimy na trzy kategorie: jasnowidzenie, czyli widzenie tego, co niewidzialne. Jasnosłyszenie, czyli słyszenie głosów. Oraz jasnoczucie, które polega na tym, że dotykasz jakiegoś przedmiotu lub czyjejś ręki i w ten sposób, doznając tego samego co ta osoba, czegoś o niej się dowiadujesz.
Już z kilku kościołów zostałem wyproszony przez księży. – Po tym jak stałeś się tym słynnym telewizyjnym jasnowidzem? – Tak, kilka razy poproszono mnie do zakrystii, powiedziano, żebym nie pojawiał się w pewnych godzinach. Konkretnie: w tych, kiedy odbywają się te najbardziej uczęszczane nabożeństwa. Parę razy odmówiono mi też spowiedzi. Na szczęście mam kolegów księży, którzy mnie spowiadają. Robię to raz do roku, jak mówi obowiązek.
Aura to jest jakby powłoka, która jest wokół ciebie. Ona oczywiście nie jest niczym namacalnym, można ją porównać do lekkiej mgiełki. Innej gęstości powietrza. Jakbyś patrzył na powietrze unoszące się nad rozgrzanym przez słońce asfaltem. Tak, jest różnokolorowa.
Mężczyzn jest bardzo mało, a jeżeli już, to inteligentni, wykształceni, typu profesor nauk medycznych, który tu przychodzi zapytać się o zdrowie.
Oriana daje nam po karteczce, na której każde z nas musi wpisać to, czego nie chce, czego się pozbywa. Przy okazji zostaję pouczony, żebym uważał, co piszę, bo ktoś kiedyś miał marzenie, że chciałby napisać książkę, ale nie ma na to czasu, więc kilka dni później doznał złamania w czterech miejscach. I w ten sposób miał już czas na napisanie książki.
To jest też, jak sądzę, opowieść o tym, jak działa nasz mózg, gdy jesteśmy u wróżki. Ona gada, a my, wybierając poszczególne słowa i zdania, które jakoś nas dotykają, coś dla nas znaczą, składamy ten strumień przypadkowych treści w mającą ogromny dla nas sens układankę. Bo przecież po to przychodzimy, prawda? I to w napięciu wynikającym z tego, że do wróżki zwykle idziemy w momentach krytycznych. Gdy coś się wali, nie wiadomo, co dalej, jaką podjąć decyzję. A wtedy nasz mózg jest raczej słabo nastawiony na niuanse. Nie mówiąc już o dystansie. Szuka więc. Wyławia. I skleja. Na grubo. W ogóle można powiedzieć, że jest to sposób, w jaki działa nasz mózg. Cały czas produkując jakieś rozwiązania, propozycje, teorie, które łączą oderwane od siebie fragmenty świata, po to by je skleić w sensowną całość. Żeby ten świat był bliższy. Bardziej klarowny. Swojski. Przewidywalny. Dający się kontrolować. Po prostu bezpieczny.
W Polsce odpowiedników tego zjawiska wtedy prawie nie było, a i teraz jest ich mało. Znaczy mamy oczywiście szeptuchy, szeptunów, ale to nie jest tak rozpowszechnione jak na Wschodzie. U nas jak jest wioska, mówimy oczywiście o ścianie wschodniej, to będziesz mieć jedną taką osobę albo cię odeślą, że dwie, trzy wsie dalej jest ktoś taki. A na Białorusi często w jednej wiosce masz po dwie, po trzy.
Gdy słyszymy o magii, zwłaszcza ludowej, na początku mamy poczucie dysonansu. No, na litość boską! Wszyscy mają komputery, szeptuchy też przez komórki rozmawiają, a tu nagle jakaś magia ludowa. Gdzie Rzym, gdzie Krym, gdzie Wojtkowa chata? Ale okazuje się, że Rzym, Krym i Wojtkowa chata doskonale razem funkcjonują.
… zaklęć, które dotyczą komputerów. Masz laptop, prawda? Wszystko niby jest z nim w porządku. Masz programy antywirusowe, nic się nie powinno dziać, a tu nagle się wyłącza, zawiesza. Nie wiadomo dlaczego. I tu pojawiają się różne zaklęcia, które możesz w tym momencie zastosować. My po prostu popełniamy błąd polegający na tym, że gdy myślimy o świecie tradycyjnym, to wyobrażamy go sobie jako świat bez techniki. Tymczasem świat tradycyjny polega na specyficznym, tradycyjnym podejściu do wszystkiego, w tym do techniki.
najlepsze… – … kasztany są na placu Pigalle, oscypki na Podhalu, a szeptuchy na Podlasiu.
szeptucha, szeptun jest od szeptania. Na jednym oddechu. A szepczą między innymi dlatego, żeby byle komu tych zaklęć nie przekazać. Poza tym to szeptanie to jest też dmuchanie; chodzi o to, że tym zaklęciem się jakby chucha, dmucha na odpowiednie miejsce. Jakbyś miał chore kolano i ja bym ci miała je zaszeptać, tobym się pochyliła i chuchałabym, szepcząc w twoje kolano.
Jest też takie wierzenie, bardzo rozpowszechnione na Podlasiu, a mianowicie: złe oko. To nie musi się wiązać z tym, że jesteś złym człowiekiem, tylko po prostu z czymś takim się urodziłeś i teraz intencjonalnie albo i nie szkodzisz poprzez to, że na kogoś lub na coś patrzysz.
To jestem bardzo sceptyczna. Ale również wobec tego sceptycyzmu, który też uważam za pewien rodzaj wiary. Myślę, że jest cała sfera zjawisk, o których nie wiemy, których nie znamy, w pełni nie rozumiemy. Począwszy od działania naszej psychiki, poprzez biochemię mózgu, po budowę wszechświata. Nie mamy przecież skończonej wiedzy o wszechświecie, prawda? Myślę więc, że pewne rzeczy mogą działać, jak najbardziej. A to, że nam się w tej chwili zdaje, że to działanie jest niepojęte, nieracjonalne, być może wynika z naszej niewiedzy.
– A skąd w ogóle, twoim zdaniem, w ludziach ta niesłabnąca wciąż potrzeba, żeby istniało coś takiego jak magia? – Myślę, że na to składa się kilka rzeczy. Pierwsza: magia jest o wiele bardziej adekwatna do oczekiwań wielu ludzi w dzisiejszych czasach niż religia. Dlatego, że religia ci mówi: „Jak będziesz się modlił o zdrowie, to cię Bóg wysłucha albo nie, zgodnie ze swoją wolą. Módl się więc, licz na Bożą pomoc, ale niezbadane są wyroki nieba”. Natomiast magia zapewnia: „Jeżeli dokona się taki, a nie inny rytuał, to wyzdrowiejesz”. Czyli to jest dokładnie ten sam przekaz co: „Już po tygodniu zażywania tych tabletek schudniesz o dziesięć kilo”.
Trzydzieści osiem procent kobiet i dwadzieścia osiem procent mężczyzn przyznaje się do doświadczeń typu jasnowidzenie, telepatia i prekognicja. Trzydzieści procent kobiet i dwadzieścia procent mężczyzn twierdzi, że doświadczyło we śnie kontaktu ze zmarłymi. Kobiety w ogóle są bardziej otwarte na zjawiska nadprzyrodzone – czterokrotnie więcej pań niż panów deklaruje, że zaliczyło spotkanie z duchem.
… w ogóle jeśli chodzi o wiarę w zjawiska nadprzyrodzone, to różnie się ona rozkłada w różnych województwach. W mazowieckim najsilniejsza jest wiara w prorocze sny (44 procent) oraz kontakt ze zmarłymi w czasie snu (39 procent). W świętokrzyskim najmocniej wierzą w cuda (47 procent) i telepatię (46 procent). Mieszkańcy województwa lubuskiego szczególnie upodobali sobie jasnowidzenie (41 procent) oraz psychokinezę (40 procent). A zachodniopomorskiego telepatię (38 procent) i UFO (37 procent). W województwie lubelskim wierzą przede wszystkim w cuda (61 procent) oraz egzorcyzmy (54 procent). Na Podkarpaciu podobnie: w egzorcyzmy (51 procent) oraz cuda (49 procent). Ogólnie rzecz biorąc, to, w co wierzą mieszkańcy wschodniej Polski, ma silniejsze konotacje religijne.
… ponad połowa Polaków czyta horoskopy, co siódmy odwiedził kiedyś wróżkę, co szósty był przywiązany do amuletu lub talizmanu, a co czwarty zetknął się z medycyną alternatywną. I jeśli chodzi o tę ostatnią kwestię, w większości byli to mieszkańcy dużych miast, z wyższym wykształceniem.
Że jak ktoś dziś nie jest pewien swojej sytuacji, na przykład w związku, to zamiast usiąść, spojrzeć swojej partnerce w oczy, wspólnie się nad tym zastanowić, dzwoni do wróżki i pyta: „Jak to jest z tym moim związkiem, jak to potoczy się dalej?”.
Że jak ktoś dziś nie jest pewien swojej sytuacji, na przykład w związku, to zamiast usiąść, spojrzeć swojej partnerce w oczy, wspólnie się nad tym zastanowić, dzwoni do wróżki i pyta: „Jak to jest z tym moim związkiem, jak to potoczy się dalej?”.
To niesamowite, jak wiele osób korzysta dziś z talizmanów i amuletów, wierząc, że jeśli sobie go gdzieś powieszą, założą, to będą zdrowsi, będzie im się lepiej wiodło w pracy, w miłości. Niech pan zobaczy, ile osób wiesza sobie różaniec w samochodzie… – Albo obrazek, tak zwany święty. – Dynda im to i zamiast skupić się na drodze, w ogóle lepiej jeździć, są przekonani, że wszystko jest okej. Albo wieszają sobie krzyżyk na szyi, medalik z Matką Boską, myśląc, że to ich ochroni, pomoże być lepszym człowiekiem. Zamiast rzeczywiście wziąć odpowiedzialność za siebie i swoje życie.
Na tym zresztą zasadza się kabała. Że wszystko, co nas otacza, również my sami, ma w sobie jakiś tajemny, ukryty sens. To jest jak gra komputerowa. – Matrix? – Tak, bracia Wachowscy dobrze to pokazali. Zresztą sami są mocno zainteresowani i ezoteryką, i okultyzmem. A więc to wszystko jest jak gra komputerowa, której istotą nie jest to, czego doświadczamy, tylko program, w którym jest zapisana.