Uroczy bibelot, o którym zapomniałem całkiem. Łubudubu, przy którym chętnie kiwaliśmy się na potańcówkach. A tańczyło się wtedy bardzo nowocześnie. Żadne tam pary. Stawało się w kółeczku i każdy na własną rękę wyrażał swoją ekspresję ruchową w nawiązaniu do zapodawanej muzyki. Tak to było wyrafinowane. Kenny – „Julie Anne”.