Tadeusz Ostaszewski „Kantorek Felicji”

Tadeusz Ostaszewski „Kantorek Felicji”

Na sen.
Cytaty:

Ogromny szyld, zawieszony na budynku spółdzielczym, głosił, że mieszczą się tu biuro oraz „sklep artykułów różnych”. We wnętrzu sklepu uwijała się Felicja Ciernik, panna o urodzie krzepkiej – bardzo wysoka i silna. Potrafiła wziąć pięć butelek z winem w jedną dłoń, pięć w drugą i wywinąć nimi takiego młyńca, że mężczyznom obecnym w sklepie nieraz uginały się nogi w obawie, że któryś z tych szklanych pocisków może się wyrwać z dłoni Felicji i wyrżnąć kogoś w czerep.

Mariola Więckówna, praktykantka w dziale księgowości gminnej spółdzielni, mimo dość późnej pory siedziała jeszcze w biurze nad sklepem. Była dziewczyną pracowitą, ale po trzech miesiącach praktyki słyszała od swojej zwierzchniczki wciąż to samo: – Ty, Mariola, dodawać i odejmować już potrafisz. Ciekawe, czy równie szybko opanujesz sztukę mnożenia? A inna stara pracownica dodawała: – Poczekaj, poczekaj, jeszcze nam się ona rozmnoży…

Dopiero, gdy znalazł się w centrum wsi, zobaczył po lewej stronie okazały piętrowy budynek, którego parter szczelnie zasłaniał tłum cisnących się ludzi. „Ach, to do sklepu – Rajski uśmiechnął się. – Przywieźli albo pralki automatyczne, albo spirytus” – zawyrokował w myślach i dodał gazu.

Zapali pan? – Rajski podsunął papierosy. – Takich nie palę, a swoich zapomniałem. Dziękuję. Albo – zmienił zdanie – daj pan tego swojego rarytasa, spróbuję. Chciwie zaciągnął się dymem i zakrztusił. – Gryzą, cholery. I pewnie drogie, co? Rajski pomyślał: „Ot, natura. Córka w trumnie, a jego interesuje cena papierosów”. – Jak dla kogo – odpowiedział. – No pewnie! Władza może sobie pozwolić.

Widział pan coś jeszcze tego wieczora? – Widzieć, to nie widziałem, ale słyszałem, że po naszym obejściu ktoś łazi. To nie mógł być nasz lokator, znaczy się Brala. O takiej porze, to on albo już urżnięty, albo siedzi w gospodzie.

Sierżant Tatar zapytał z głupia frant: – Ja mam tam zejść czy pan, kapitanie? – Boi się pan? – Ja? Bać się? A czego? Chyba mi pan pomoże wyleźć z tej jamy, bo mi kałdun jednak trochę ciąży.

A co? Może nie sprowadzała sobie do sklepu chłopów, co? A weterynarz? A w gospodzie mało ją po tyłku klepali? Kapitan Tomasz Rajski zaczynał się dziwić. Wiejska przestraszona dziewczyna, a teraz – proszę jaki języczek! – Przecież ona w gospodzie nie pracowała, tylko w sklepie. – Jak to nie pracowała?! O ile pan nie wie, to ja panu powiem. W naszej gospodzie jest taki oddzielny gabinecik, wie pan. Znaczy oddzielny pokój, ale pan prezes nazywa go „gabinetem”. Oczywiście dla lepszych gości. Z Okruszyny nieraz przyjeżdżali i przyjeżdżają, i z Warszawy, a jakże, i z Męcikowa, zewsząd. To pan myśli, że do tego gabineciku dawali do obsługi normalne kelnerki z gospody? Gdzież tam! Czasami tak, nie powiem, ale bardzo często pan prezes ściągał z domu Felicję. Ona się zawsze podmalowała, wypindrzyła i obsługiwała specjalnych gości pana prezesa.

… nieraz, po prostu nie dają mi spokojnie pracować. Co rusz to klep mnie po tyłku, klep… A co to ja koniem jestem, czy co? Opowiadała o tym niby to z odrazą, ale ja widziałam w jej oczach zadowolenie.

Wielka mi rzecz młotek! Ludzie o poważniejszych sprawach zapominają. Kiedyś jeden z naszych gospodarzy zostawił w Okruszynie konia z wozem, a sam wrócił do domu pekaesem. Co pan na to powie? I trzeźwy był. Nie wierzy pan?

Domek Haliny i Stanisława Pszczołów prezentował się jak typowa willa nowobogackich. Pod względem formy architektonicznej był bez zarzutu, lecz cały wysiłek projektanta został zmarnowany wskutek pseudo plastycznych zabiegów polegających między innymi na upstrzeniu ścian kolorowymi szkiełkami. Rajski spojrzał i zatrząsł się. Przed nim dreptała Halina Pszczoła. Zapytał: – Czy to mąż wymyślił tę wspaniałą dekorację domu? Aż lśni w słońcu. Dobra wskazówka dla samolotów… – Podoba się panu? – W zamyśleniu nie zauważyła ironii. – Jednym się podoba, innym nie. Wszystkim dogodzić trudno. Mój mąż osobiście butelki tłukł. Wykonał ogromną pracę. Ale efekt jest, prawda?

Dodaj komentarz

Twój adres e-mail nie zostanie opublikowany. Wymagane pola są oznaczone *