Szymon Kobyliński „Jak dobrze mieć sąsiada!”:
Cz. 2.
Cytaty:
… przez wiele lat zaopatrzenie rynku u nas nie sprzyjało prowadzeniu przemyślanej, planowej gospodarki domowej. Fakt, że także obecnie często w sklepach nie ma tego, co nam potrzebne, a niespodziewanie znajdujemy to, czego dawniej nie mogliśmy znaleźć, nauczył nas zmieniać decyzję z minuty na minutę. Wybieramy się po rajstopy i widzimy, że przyszły zagraniczne bluzeczki, których za tydzień może nie będzie. Więc zamiast rajstop za 100 złotych kupujemy bluzkę za 400. Podobnie bywa z codziennymi zakupami żywności.
… póki istnieją kręgi hołdujące najprymitywniejszym formom rozrywki, głównie wódczanej, dopóty żadne prezenty, dawane im przez filantropów zabawy, nie przerobią w anioły zjadaczy… kaszanki z papierka po bramach.
… oto Kazimierz nad Wisłą. Zjawia się trzydniowa wycieczka… niewidomych! Słowo daję. W miejscu, gdzie wszystko polega na oglądaniu, na podziwianiu architektury i pejzażu. Trafiłem do domu, w którym nocowali i wyłamali poręcze od schodów. „Cały czas tylko pili” – powiada gospodyni „No bo co mieli robić?!”
snobizm potrafi spełniać rolę doskonałego dopingu społecznego. Zależnie od kierunku snobowania się. Samo słowo pochodzi nie, jak się mniemać zwykło, od skrótu „Sine Nobilitate”, czyli „bez szlachectwa”, lecz ze staroangielskiego rzeczownika snob = szewc.
„Matka zarabiała piorąc po domach” – to stały leitmotiv pamiętników biedoty miejskiej. Nie jest wykluczone, że imiona żeńskie nadawane dziś eldomowym pralkom, np. Frania, są pogłosem tamtych Franciszek, które zjawiały się rankiem, biorąc w swoje spękane, białe i napuchnięte dłonie ster spraw.
Dawny stan złodziejski, by nie powiedzieć zgoła „cech”, miał swoich wytrawnych specjalistów w różnych dziedzinach. „Doliniarze” kradli z kieszeni i torebek, „szpring” lub „pasówka” to domena specjalistów od dorabiania kluczy mieszkaniowych, byli spece od sklepów, kuchni etc. – a „pajęczarze” operowali właśnie na strychu. Wymagało to dobrej kondycji i odporności na katar, bowiem (aby rzecz uszła uwagi pilnującego bramy stróża, czyli ciecia) pajęczarz z reguły owijał się na gołe ciało warstwami mokrej bielizny i dopiero tak, zlekka przytyły, wychodził na ulicę z niewinną miną, przykrywszy odzieniem cały łup – vide choćby felietony Wiecha.
Opowiadali mi jednak psychiatrzy, że (przy jednoczesnym kurczeniu się grupy np. maniaków religijnych) coraz więcej pacjentów gorączkowo, bezustannie organizuje fikcyjne zebrania, imaginacyjne narady itp.