Sztuka na sobotę

W poznańskim Muzeum Narodowym na prelekcji na temat obrazu „Orka” Józefa Chełmońskiego. Pan prelegent z Instytutu Historii Sztuki UAM przypomina, że wszystkie te najważniejsze obrazy mistrza realizmu („Bociany”, „Babie lato” itp.) uznaje się dość zgodnie za przejaw kiczu. Biografowie wstydliwie ich nie wspominają nawet w biograficznych podsumowaniach. Niektórzy posuwali się nawet do twierdzeń, iż gdyby malarz usunął z obrazów tych wszystkich oraczy, pastuszków, wiejskie dziewuchy, woły i krowy, to pozostałyby całkiem niezłe pejzaże. A przecież w hotelach (robotniczych zwłaszcza) te wszystkie „Bociany” wisiały przez całe dziesięciolecia i kształtowały najszersze gusta. I co teraz z tym począć?

Poza tym przeszedłem się po galerii i doznałem przedziwnego deja vu. Przecież w wielu przypadkach to, co zobaczyłem na płótnach, wydarzyło się już w moim życiu. I wyglądało niemal identycznie. Oto dowody.
Dokładnie tak to wygląda, gdy Dorota rankiem wchodzi do pokoju, w którym odbieram maile.

Wieczorem, kiedy już się naczytam i naoglądam różnych historii, czuję się jak ten facet na drabinie.

A kiedy kładziemy się na spoczynek, lubię o nas myśleć, jak na tym obrazku.

Wreszcie, kiedy nadużyję, świat jawi mi się identycznie jak tym awangardowym płótnie.

Na koniec zaimponował mi ten malarz bezinteresowny aż do całkowitej samozatraty. Oto trzasnął kilkanaście pejzaży. Mógł je opylić w detalu i byłby do przodu. A on – nie! Pomieścił te wszystkie pejzażyki w ramach jednej kompozycji. Nałożył jeden na drugi, chlasnął jeden przy drugim. Sztuka nie uznaje kompromisów! Nic dziwnego, że zawisł w Muzeum Narodowym.

I – nie ukrywam – jedyna sztuka, która do mnie przemówiła i chwyciła za serce. Obraz nazywa się „Wojsko pomaga w żniwach” i pochodzi z roku 1950.

Dodaj komentarz

Twój adres e-mail nie zostanie opublikowany. Wymagane pola są oznaczone *