Susan Sontag, Jonathan Cott „Myśl to forma odczuwania”

Susan Sontag, Jonathan Cott „Myśl to forma odczuwania”:

Wiki: „Urodziła się jako Susan Rosenblatt w nowojorskiej rodzinie żydowskiej (jej ojciec miał polskie korzenie). W latach 1987–1989 była prezeską amerykańskiego PEN Clubu. W 1982 na wiecu na Manhattanie popierającym Solidarność określiła europejski komunizm jako „faszyzm z ludzką twarzą”. Latem 1993 wystawiła Czekając na Godota w oblężonym Sarajewie; w tym samym roku otrzymała honorowe obywatelstwo miasta. Jej powieść The Volcano Lover (pol. Miłośnik wulkanów) stała się bestsellerem w USA w 1992 roku. W roku 2000 opublikowała powieść In America (pol. W Ameryce), której główną bohaterką jest aktorka Maryna Załężowska. Pierwowzorem tej postaci była Helena Modrzejewska. Książka zdobyła National Book Award dla najlepszej powieści historycznej. Sontag pracowała także jako scenarzystka i reżyserka filmowa.
Cytaty:

„Jedyna ‌metafora zdolna ‌oddać, czym ‌jest życie umysłu ‌– pisze ‌badaczka polityczna Hannah ‌Arendt ‌– musi się odwoływać ‌do ‌doznania życia. ‌Bez oddechu ‌życia ludzkie ciało jest ‌trupem, ‌bez myślenia umysł ludzki ‌jest martwy”1.

„Gdybym miała wybierać ‌między ‌The Doors i ‌Dostojewskim, ‌wówczas – oczywiście ‌– wybrałabym ‌Dostojewskiego. Ale ‌czy muszę ‌wybierać?”3.

W latach dziewięćdziesiątych dziewięciokrotnie odwiedziła Sarajewo, stając się świadkiem cierpień jego trzystu osiemdziesięciu tysięcy mieszkańców, którzy żyli wówczas w warunkach ciągłego oblężenia. Podczas jej drugiej wizyty w 1993 roku sarajewski producent teatralny zaproponował jej wyreżyserowanie Czekając na Godota Samuela Becketta z udziałem trupy najwybitniejszych aktorów mieszkających w tym mieście. Wystrzały karabinów snajperskich i wybuchy pocisków moździerzowych stanowiły tło dźwiękowe zarówno dla prób, jak i przedstawień, na które przychodzili oficjele rządowi, lekarze z głównego sarajewskiego szpitala i frontowi żołnierze, a także inwalidzi i pogrążeni w żałobie mieszkańcy.

Powiedziałeś, że literaturze zawdzięczamy wszystko, czym jesteśmy i czym byliśmy. Jeśli znikną książki, zniknie historia, znikną ludzie. W pełni się z Tobą zgadzam. Książki to nie tylko prosta suma naszych marzeń, nasza pamięć. Dają nam także możliwość wykraczania poza samych siebie. Niektórzy ludzie uznają czytanie wyłącznie za rodzaj ucieczki – ucieczki z „prawdziwego” świata codzienności do domeny wyobraźni, uniwersum książek. Książki są czymś znacznie więcej. To sposób na osiągnięcie pełni człowieczeństwa.

Wszystko, co mi się przydarza, daje okazję do rozmyślań.

Jeśli nie rozmyślasz o różnych sprawach, stajesz się nosicielem bardziej czy mniej rozsądnych, lecz jednak stereotypowych twierdzeń na ich temat.

Bardzo zależy mi na pełnej obecności w życiu – by być naprawdę tam, gdzie jestem, żyć w chwili, w której faktycznie żyję, i kierować całą swoją uwagę na świat, którego jestem częścią. Nie jestem światem, świat nie jest tożsamy ze mną, ale jestem w nim i ogniskuję na nim uwagę. Tym właśnie zajmuje się pisarz – zwraca uwagę na świat.

Wydaje się, że w ciele – a właściwie w głowie – tkwi zamknięta jakaś osoba. Jej fizjologiczna maszyneria wystarczy na siedemdziesiąt, góra osiemdziesiąt kilka lat przyzwoitego funkcjonowania. W pewnym momencie zaczyna się rozpadać i przez połowę życia, jeśli nie więcej, człowiek przygląda się własnej dezintegracji. I nie może temu w żaden sposób przeciwdziałać. Jest uwięziony w środku, a gdy mechanizm ostatecznie wysiada – umiera.

Człowiek tkwi uwięziony w jednorazowej powłoce, która nie tylko ostatecznie się zatrzyma jak mechanizm zaprojektowany, by działać tylko przez pewien czas, lecz w dodatku będzie powoli niszczeć – z biegiem lat dostrzegasz, że maszyneria działa coraz gorzej, skóra nie jest już taka ładna jak dawniej, pewne sprawy się rozregulowują i jest to bardzo przykre doświadczenie.

Starzy ludzie mają wielkie poczucie niższości. Wstydzą się starości.

… od czasu zapaści wiary religijnej mamy już tylko dwie sfery, z którymi wiąże się wartości duchowe: sztukę i chorobę.

Szczególnie interesujący jest przypadek gruźlicy, ponieważ jej przyczynę poznano w 1882 roku, lecz lekarstwo wynaleziono dopiero w 1944 roku. Wysłanie do sanatorium nijak choremu nie pomagało. Mity i fantazje o gruźlicy – na przykład gruźlica jako stłumiona miłość w Czarodziejskiej górze lub jako choroba psychiczna schodząca do ciała u Kafki – zaczęły zanikać, kiedy ludzie niemal przestali na tę chorobę umierać. Jeśli odkryjemy, co powoduje raka, lecz nie będziemy umieli go wyleczyć, rozpowszechni się mitologia raka.

Istnieje jednak metafora pośrednia, która miała karierę równie fascynującą jak gruźlica i tak jak ona ma pozytywną stronę – to syfilis. Syfilis nie tylko obciążał poczuciem winy – kojarzono go z rozwiązłością seksualną, bano się i postrzegano w kategoriach moralnych – lecz wiązał się również z chorobą psychiczną. Jest to w jakimś sensie brakujące ogniwo pomiędzy gruźlicą i obecnym stanem podziału na chorobę psychiczną z jednej strony i raka z drugiej.
syfilis także miał swoją romantyczną stronę – był chorobą geniuszu, dającą choremu dekadę lub dwie bardzo intensywnej, rozgorączkowanej aktywności umysłowej przed pogrążeniem się w całkowitym szaleństwie. Było to rzecz jasna w równym stopniu rezultatem geniuszu jak syfilisu. Żadne podobne mity nie wiążą się natomiast z rakiem.

Jak powiedział Rilke: „Nie wypędzajcie ze mnie diabłów, bo wraz z nimi odejdą anioły”.

Sądzę, że zawsze powinny istnieć takie czy inne mechanizmy, które pozwalają, by grupa ludzi mogła usiąść sobie na chodniku. Dawniej nikomu nie przeszkadzało to, że niektórzy chcą żyć inaczej. Myślę, że powinniśmy dopuszczać istnienie nie tylko marginalnych ludzi i stanów świadomości, lecz także tego, co niezwykłe i wykolejone. Całym sercem popieram dewiantów.

W połowie lat sześćdziesiątych w rejonie San Francisco panowała taka atmosfera, jaka musiała być w Paryżu czasów Apollinaire’a czy w Moskwie za Majakowskiego, i uważam się za szczęściarza, że żyłem w tamtym miejscu i czasie.

W latach sześćdziesiątych przerażał mnie antyintelektualizm ruchu, hipisów i bystrych ludzi, z którymi w różnych politycznych sytuacjach stałam ramię w ramię. Nie mogłam znieść tego, jak bardzo są antyintelektualni. I dziś ludzie wciąż tacy są.

Uwielbiam czytać tak, jak inni oglądają telewizję, i zdarza mi się przy tym przysnąć. Gdy jestem przygnębiona, biorę do ręki książkę i od razu mi lepiej.

Czytanie to dla mnie rozrywka, oderwanie myśli, pocieszenie, małe samobójstwo. Kiedy nie mogę już znieść świata, zwijam się w kłębek z książką, tym małym statkiem kosmicznym, którym odlatuję daleko od wszystkiego.

… większość społeczeństw była i jest w znacznym stopniu represyjna w sferze seksualności, gdyż ludzie dobrze wiedzą, że seksualność może się wyrwać spod kontroli i stać bardzo niszczycielska.

… w słynnym eseju Przeciw interpretacji piszesz: „Zinterpretować to zubożyć i wyczerpać rzeczywistość, powołując do istnienia widmowy świat »sensów«; to zmienić świat w ten świat. […] Świat, nasz świat, jest już dość wyczerpany i ubogi. Pozbądźmy się jego duplikatów do czasu, gdy znów będziemy potrafili bardziej bezpośrednio doświadczać tego, co jest”35. Wygląda na to, że w różnych tekstach wciąż poruszasz ten sam temat.

Piszesz w tej książce, że „fotografowany świat pozostaje w tym samym, z gruntu nietrafnym, stosunku do świata rzeczywistego co fotosy w stosunku do filmów. W życiu nie chodzi o istotne szczegóły, przebłyski na zawsze utrwalone, ale na zdjęciach – tak”37.

Nie bez powodu fragment, począwszy od romantyków, stał się dominującą formą sztuki, która pozwala na większą prawdziwość, autentyczność i intensywność przeżyć. Niektóre chwile przyjemności czy wglądu są bardziej wyjątkowe czy intensywne niż inne, ponieważ żyjemy w wielu miejscach jednocześnie, a nasza świadomość ma wiele płaszczyzn. Lecz choć jakiś moment możesz uznać za szczególnie ważny – nie tylko dlatego, że zapadł ci w pamięć, ale dlatego, że cię zmienił – nie znaczy to, że jest fragmentem.

Myślę, że forma fragmentu ma bardzo doniosłą funkcję – wskazuje na luki, przestrzenie i ciszę pomiędzy zjawiskami.

Myślę, że z zamiłowaniem do fragmentu początkowo wiązało się poczucie pewnej wzniosłości historycznej i niszczycielskiej natury czasu, ponieważ tym, co poznawano w postaci fragmentów, były dzieła, które częściowo zaginęły, uległy zniszczeniu lub zostały zarzucone. Dziś natomiast jest oczywiście możliwe tworzenie dzieł sztuki, które mocno oddziałują na odbiorcę, od razu w postaci fragmentów. W osiemnastym wieku bogacze na swych włościach budowali sztuczne ruiny. Dziś fragmenty w świecie intelektu lub sztuki są właśnie takimi sztucznymi ruinami.

Możesz poświęcić tysiąc stron na opis popołudnia, ale i tak coś musisz uwzględnić, a coś innego pominąć.

Pisarze, których podziwiam, to ci, którzy podejmują wysiłki, aby ich dzieła były w jakimś sensie niepodważalne. Sądzę, że udaje się to Beckettowi, Kafce, Calvino i Borgesowi, a także cudownemu węgierskiemu autorowi Györgyowi Konrádowi.

… nie potrafię pojmować prawdy inaczej niż jako zaprzeczenia fałszu. Zawsze odkrywam to, co uważam za prawdziwe, przez dostrzeganie fałszu w czymś innym. W świecie jest mnóstwo fałszu. Prawdę trzeba z niego wykrawać, odrzucając rzeczy nieprawdziwe. Prawda jest w pewnym sensie pusta, lecz już samo zrzucenie jarzma fałszu daje niezwykłe poczucie wyzwolenia.

Jeśli gram w szachy, nie będę grać inaczej dlatego, że jestem kobietą. Oczywiście szachy to gra mająca ścisłe reguły, lecz wydaje mi się, że również wybory poetki, prozaiczki czy malarki zależą od tego, jakie upodobała sobie tradycje, oraz od przeżytych doświadczeń, z których jakaś część może mieć coś wspólnego z byciem kobietą, lecz nie musi to o niczym przesądzać.

Chciałabym po prostu wszystko zdesegregować. Jestem feministką odmiany antysegregacjonistycznej. I to nie dlatego, że uważam, że wygraliśmy bitwę. To dobrze, że istnieją kobiece kolektywy skupiające się na takich lub innych sprawach, lecz sądzę, że naszym celem nie jest tworzenie czy umacnianie kobiecych wartości. Celem jest połowa tortu. Nie chciałabym ani ustanawiać, ani demontować zasad kobiecej kultury, wrażliwości czy zmysłowości. Uważam, że dobrze by było, gdyby mężczyźni stali się bardziej kobiecy, a kobiety bardziej męskie. Moim zdaniem świat byłby wtedy bardziej atrakcyjny.

Kafka powiedział, że gdy piszesz, nigdy ci nie dość samotności, i myślę, że miał rację.

Myślę, że inspiracje po prostu się wyczerpują i przestają być użyteczne.

Ekscytuje mnie włączanie się w nurty, które dawniej były obce moim smakom, lecz nie w duchu wrogości wobec swoich wcześniejszych prac – po prostu potrzebuję nowej krwi, strawy, inspiracji. A ponadto podobają mi się rzeczy, które się ode mnie różnią, i lubię poznawać to, co nie jest mną albo czego nie znam. Jestem ciekawska.

Sądzę jednak, że związek między miłością a seksem jest bardzo tajemniczy. W ramach współczesnej ideologii miłości przyjmuje się, że obie te rzeczy zawsze idą w parze. Przypuszczam, że czasem tak bywa, lecz na tej zasadzie, że jedna jest przeszkodą dla drugiej. I prawdopodobnie największym utrapieniem jest dla ludzi to, że seks i miłość zwykle jednak nie idą w parze.

Fascynuje mnie, że ludzie mają wobec miłości mnóstwo kulturowych oczekiwań i przypisują jej różne wartości. Zawsze zdumiewa mnie, kiedy słyszę od kogoś: „Strasznie się zakochałem, szaleńczo, na zabój. Mieliśmy gorący romans”. Potem następują różne długie wynurzenia i wreszcie pytam: „Jak długo to trwało?”. W odpowiedzi pada: „Tydzień. Nie mogłem już jej / jego znieść”.

Chodzi o to, co się dzieje następnego ranka. O czym tu rozmawiać? Spędziłeś z kimś noc, jecie razem śniadanie i nagle uświadamiasz sobie, że ta osoba interesuje cię wyłącznie pod względem seksualnym i nie macie z sobą nic wspólnego.

Żaden heteroseksualny mężczyzna nie może być tak aktywny jak homoseksualista, ponieważ musi żyć wśród kobiet, które oczekują czegoś więcej niż dwuipółminutowy numerek na zapleczu.

Nie twierdzę, że trzeba żyć w pokoju wyłożonym korkiem, lecz że profesja pisarza wymaga wielkiej dyscypliny i jest w pewnym głębokim sensie antyspołeczna, podobnie jak na przykład profesja malarza. Ktoś kiedyś spytał Picassa, dlaczego nie podróżuje, nie jeździ za granicę. Picasso przeniósł się z Hiszpanii do Paryża, a później przeprowadził się na południe Francji, ale nigdy nie podróżował. Odpowiedział: podróżuję w głowie.

W mojej pracy nie chodzi mi o to, by wyrazić siebie. Mogę co najwyżej wypożyczyć siebie tekstowi.

Piszę poniekąd po to, aby zmienić samą siebie, więc gdy już o czymś napiszę, nie muszę dłużej o tym myśleć. Pisanie jest dla mnie metodą pozbywania się idei, o których piszę.

Język to nieprzebrany skarbiec. Jest taki stary dowcip: ja jestem stanowcza, ty – uparty, a tamten to zatwardziały dureń – trzy zupełnie inaczej nacechowane określenia na opisanie tego samego zachowania.

… bycie w centrum jest przeciwieństwem pozostawania na marginesie, a nie chcesz być na marginesie własnej świadomości, własnego doświadczenia czy własnego czasu. Nie kto inny niż Jan Kalwin powiedział: „Świat jest z obu stron nachylony, staraj się więc stać pośrodku”. Znaczy to, że można spaść. Wszyscy wiemy i widzimy, że ludzie nieustannie spadają ze świata – stają na pochyłości i zaczynają się zsuwać. To kolejny sens bycia pośrodku. Każdy woli stać na równym gruncie, ponieważ życie jest bardzo skomplikowane, a nikt nie chce zawisnąć na krawędzi rzeczywistości, uczepiony paznokciami. Taki los spotyka wielu ludzi, którzy przestają widzieć. I gdy już tak zawisną, pozostaje im tylko wytężać siły, żeby nie spaść całkowicie.

Trzeba tworzyć sobie własną przestrzeń – taką, w której jest spokój i dużo książek.

Tym zaś, czego w Nowym Jorku najdotkliwiej mi brakuje, jest przyroda. Człowiek nie ma tu styczności z czymkolwiek, co w naturalny sposób żyje i umiera. Nie można położyć się na ziemi i patrzeć nocą w rozgwieżdżone niebo, co jest doświadczeniem przerażającym, a zarazem cudownym, które wiele człowieka uczy na temat jego śmiertelności i miejsca we wszechświecie. W Nowym Jorku można tylko krążyć między budynkami.

Pierwsza rzecz, jaką każdy zauważa na temat Nowego Jorku, faktycznie należy do porządku mitycznego: Nowy Jork to stolica świata, kulturalna stolica kraju. I tak w gruncie rzeczy jest. Żyje tu więcej aktywnych ludzi niż gdziekolwiek indziej. Kiedy więc decydujesz się tu zamieszkać, jest tak, jakbyś mówił: tak, chcę żyć w mieście, w którym dzieje się więcej rzeczy, niż jestem w stanie ogarnąć. Nie wezmę udziału we wszystkim, ale chcę mieć możliwość wyboru.

Mam pewne wyobrażenie, które na co dzień podtrzymuję, że sama siebie stworzyłam.

Dla mnie samej jednak najgorsze byłoby uświadomić sobie, że zgadzam się z tezami, które kiedyś wygłosiłam i napisałam. Czułabym się z tym bardzo niekomfortowo, ponieważ znaczyłoby to, że przestałam myśleć.

Dodaj komentarz

Twój adres e-mail nie zostanie opublikowany. Wymagane pola są oznaczone *