Stanisław Karolewski, Sekrety antykwariusza:
W formie dziennika. Dużo obserwacji i porad ściśle fachowych. Dla niespecjalisty najciekawsze są anegdoty.
Cytaty:
Agnieszka kataloguje książki z ostatnich zakupów. Wśród nich jest album pt. „Wyspy egzotyczne”. Na widok lazurowych wód i słonecznych plaż rozmarza się i mówi: – Może byśmy gdzieś pojechali… – No, możemy – odpowiadam – po pracy do Lidla.
Dostaliśmy dwadzieścia pięć złotych kary od firmy kurierskiej za przekroczenie podanej wagi przesyłki, według nich paczka, na którą złożyła się trzystustronicowa książka i koperta, ważyła jedenaście kilo. Według wydawcy waga książki to 0,72 kg. Cholernie ciężkie koperty teraz robią.
Przychodzi zapytanie o cenę książki z naszego katalogu. Odpisuję i sprawdzam, czy nie ma jakiegoś błędu na stronie, ale nie – cena wyświetla się powiększoną czcionką tuż za autorem i tytułem.
Przychodzi klientka z wielkim psem i patrzy na tabliczkę na drzwiach z napisem: „Zakaz wprowadzania psów”. Pyta: – Czy to znaczy, że nie mogę wejść z psem?
Telefon: – Chciałem spytać, czy kupi pan ode mnie książkę „Księga Mormona”. – Czy to jest jakieś stare wydanie? Z którego roku? – Nie wiem, chodzili po ulicy i rozdawali.
Chłopak z dziewczyną. On szuka prezentu dla ojca – czegoś o Piłsudskim. Zauważa książkę o Grocie-Roweckim i mówi: – Ojcu też by się ta spodobała. Nie pamiętam, czy to Grot przeniknął do Oświęcimia, czy ten drugi od ciebie z Rzeszowa? Zaś narzeczona na to: – Ty mnie nie pytaj o takie rzeczy, ja już tam nie mieszkam od dwóch lat.
… mój post z 2015 roku: „Posłów i innych polityków informujemy, że nie posiadamy przedwojennych książek o Powstaniu Warszawskim”.
Zastanawiasz się, czy otworzyć antykwariat? Nigdy nie pytaj o radę antykwariusza, jeżeli to prawdziwy gość, zawsze odpowie ci to samo: spieprzaj. I ty, urażony jego gburowatością, odejdziesz uprawiać chmiel lub nawet przekładać w biurze papiery.
Antykwariusz jest chodzącym cennikiem. Żywym algorytmem, który dzieli lub mnoży cenę rynkową przez stan zachowania obiektu i odejmuje lub dodaje od niego / do niego marżę. Nie oszukujmy się – po wielu latach pracy widziałem już dużo, zdarza się, że wiem, co klient przyniósł, zanim on to odwinie z papieru lub wyjmie z torby. Po głosie dzwoniącego rozpoznaję, do kogo warto jechać i ile pieniędzy przygotować. A potem włącza się matematyka, chłodna kalkulacja, sumowanie poszczególnych wycen i zwykle ten końcowy wynik zgadza się z pierwszym, intuicyjnym wrażeniem.
… w pisaniu najlepsze są momenty ciszy – gdy już się skończyło pisać, a nowy tekst jeszcze nie nadszedł,
Antykwariusze często żyją na skraju brzytwy – po jednej stronie leżą rajskie zbiory, zaś po drugiej – otchłań bankructwa. Kilka udanych lub nieudanych decyzji przechyla szalę raz na jedną, raz na drugą stronę.
Przyszła pani, która niedawno kupiła drewnianą laskę dla męża, ale szuka drugiej z podgumowaną końcówką: – Bo wie pan, u nas na ranczo w górach wszystko w kostce i laska się ślizga. Gdybym miał ranczo w górach, nigdy bym go nie wybrukował – krowy mają przecież niepodgumowane kopyta.
Zawsze gdy klient przynosi nadpaloną książkę albo taką ze śladem kuli w oprawie (z okrągłą dziurą), to jest to książka, która nadpaliła się w powstaniu i przedziurawiła ją kula okupanta. Nigdy nie wybuchały pożary, nie przewracały się lampy naftowe. Książki paliły się wyłącznie w powstaniu. Nawet te wydane dwadzieścia i trzydzieści lat po jego upadku.
Przyjeżdżają dwie starsze panie, jedna z nich dzwoniła wcześniej i pytała, czy mamy książki Wiecha. Mamy ich równo dziesięć, przegląda i wybiera cztery, druga pani patrzy na odrzucone sześć woluminów i mówi: – Może ja też coś dla siebie wybiorę. A jej przyjaciółka odpowiada: – Nie bierz, i tak nie zrozumiesz.
… wśród załogi Szarlatana funkcjonują już pod swoimi ksywkami: i tak pewien profesor zoologii znany jest jako Pan z Teczką – bo od lat po przyjściu zostawia nam przy biurku swoją teczkę. Mamy też Filozofa, który mimo że zagląda do nas wielu przedstawicieli tej profesji, zagarnął ją całą dla siebie. Mamy Myszowatego i Szczura Aleksandra. Jest Pani Bez Odkładania i Architekt. Jest Pani Wiosna – bo przynosi nam kwiaty, i Pani Torcik z podobnego, acz słodszego powodu.
– Dzień dobry, szukam Billa Clintona. Podnoszę głowę, żeby spojrzeć, czy to nie Monica Lewinsky, ale nie.
– Dni, w które prowadzimy skup to: poniedziałek, wtorek, czwartek. – Dobrze, to przyjdę w środę.
– Mam kolekcję długopisów i zapalniczek. – To musiałyby być stare długopisy, jeżeli współczesne, to nie będziemy zainteresowani. – Mają tyle lat co ja. – To jeszcze młode, dziękujemy. – Niech pan nie pociesza.
Klientka poprosiła o ściągnięcie książki, po którą nie mogła sięgnąć. Marta poszła po krzesło i podała jej wolumin. Kobieta stwierdziła: – Biorę, to literatura z górnej półki.
Małżeństwo interesuje się popiersiami z gipsu – jedno przedstawia Haydna, a drugie Byrona – są podpisane, jednak mężczyzna nigdy nie słyszał o tych dżentelmenach. Kupiłby, ale najpierw musi sprawdzić, kim są.
Ludzie, którzy przez jakiś czas (czasem latami) żyli nadzieją o pieniądzach uzyskanych ze sprzedaży, włożyli pewien trud w spakowanie przedmiotów, przywiezienie ich do antykwariatu, bardzo nie lubią, gdy ktoś ich odziera z tej nadziei. Często awanturują się lub stają się nieprzyjemni.
Kobieta w Ciemnych Okularach przyniosła torbę i walizkę książek – nie ma wśród nich jednak ani jednej książki z XIX wieku, nie ma też zapowiadanych bajek. Nie potrafi tego wyjaśnić. Otrzymałem maila, w którym klient pisze, że posiada holenderską gazetę i pyta, czy może wiem, do czego służyła?
Czytam właśnie biografie Philipa Dicka i Zbigniewa /chyba Zdzisława/ Beksińskiego – obaj poświęcili się swojej sztuce, żyjąc przez pierwsze lata w biedzie, ale konsekwentnie trzymali się drogi artystycznej. Obu też bliski był pogląd, że twórczość odbywa się poza umysłem – ręka sama pisze/maluje.
Telefon: – Jaką mam szansę kupić Biblię? Pierwsze wydanie?
Dzwoni, chciałaby sprzedać książki, jest ich tak dużo, że nie dostarczy ich do antykwariatu, pyta, czy nie moglibyśmy jej odwiedzić. – Gdzie znajduje się księgozbiór? – We Wrocławiu. – Na jakiej ulicy? – A czy to ważne? – Jeżeli mamy panią odwiedzić, to dosyć ważne. – Ja podam panu ulicę, a pan mi powie, że nie przyjedzie. – Aha… to dziękuję.
– Chciałam spytać, czy mają państwo taką książkę, tylko nie pamiętam tytułu ani autora? Szukałam już w internecie, ale nie mogę znaleźć. – A o czym była ta książka? – Nie wiem, przecież gdybym wiedziała, to nie chciałabym kupić.
Ilekroć klienci zapowiadają skarby, na miejscu okazuje się, że skarbami były, gdy ktoś stał po nie w kolejce w PRL-u, ale teraz mogą co najwyżej zasilić karton z wyprzedażą.
Przez drzwi zagląda głowa i pyta: – Czy to jest wejście?