Okolice Bydgoszczy. Zimno i deszcz, czasem z gradem. Nie ma nawet sensu wychodzić z samochodu. Tylko koło jakiejś wojennej mogiły, pod domem, gdzie zwisają sople, że tylko włączyć wtyczke i już jest Christmas. I setny mural powstańczy. Ten z karabinem i w okularach to chyba snajper-intelektualista.:
Na jałowym biegu. „Żbik”:
Robotę nadaje Helmut. Płaci 10 tys. dolarów. Wykonawcy – m.in. Boguś i Robuś. W śledztwo angażuje się nawet „posterunek gromadzki”. A bandyta ucieka do Czarnkowa – byliśmy parę dni temu, ale nie zastaliśmy…
I co było dalej? W okolicach Bygdoszczy. Bo okolice Poznania mocno są wyeksploatowane.
Miła Pani,
okolice Bydgoszczy się wypłaszczają, jak wiadoma krzywa…
Człowiek spojrzy w prawo, spojrzy w lewo i nic.. Pustka.
Do miejsc naznaczonych na jakichkolwiek mapach się nie jeździ, bo po co im przywieźć z Mediolanu, to co i tak będą mieli u siebie – door to door – od kierowy tira, który poszedł się wysikać na stacji i o czymś tam zapomniał.
Jeździ się do miejsc przypadkowych w Bydgoskiem (aleatoryzm?).
Ostatecznie – czyż nasze życie nie jest spędzeniem puli lat w tym fragmencie Bydgoskiego, które na parę lat wynajęła nam Opatrzność..?
Aleatoryzm(?!). Aż?
Zostaję w „krakoskiem” Panie Profesorze.
Ach, ten Kraków. Skromny hotel na Malborskiej, albo zajazd weselny w Krzywaczce, a wreszcie ten widok z restauracji na skarpie na Jodłowej… Kiedyż to wróci.
A co do „profesorstwa”, to proszę nie żartować. Taki ze mnie profesor, jak z pani Pawłowicz… Owszem, na swojej uczelni mam etat profesora, ale ta profesura jest ściśle lokalna. Za progiem już nie jestem profesorem, lecz np. uczestnikiem ruchu drogowego.
A tytułu nie używam – po co mam się okazać bardziej śmieszny niż jestem w rzeczywistości..?