Rury wśród sitowia

W Gnieźnie gimnazjaliści byli nawet dosyć zainteresowani (choć bez przesady) tym, co mam do powiedzenia. Jak to relacjonowałem Dorocie, prosiła, bym ją uszczypnął – była pewna, że śni. Tu – po wywiadzie dla nastoletnich dziennikarzy:

W kościelnej gablocie w Pobiedziskach plakat z ostrzeżeniem. Dla mnie za późno. Ja już jestem w szponach. Każdy kolejny dzień z Dorotą to hazard:

W Gnieźnie miałem wolną chwilę (w tym historycznym mieście czas płynie znacznie wolniej) i z upodobaniem kontemplowałem coś, o uwielbiam: polski pejzaż postindustrialny. Konkretnie: rury wśród trzcin:

Przypominam, że w sensie liturgicznym Boże Narodzenie ciągle trwa. Mnie przypomniała o tym miniatura Dzieciątka wyeksponowana za przednią szybą samochodu, obok którego zaparkowałem:

Z frontu walki z bezprawiem w moim mieście rodzinnym. „Złodzieja zauważyli wczoraj funkcjonariusze grupy operacyjno-interwencyjnej Straży Ochrony Kolei. Próbował ukraść 21 m kabla internetowego z elewacji budynku dworca PKP w Jarosławiu”.
Same rewelacje. W moim mieście SOK-ści nie łażą tak sobie po peronach, lecz tworzą „grupy operacyjno-interwencyjne”. Ciekawe, czy raczej operacyjne, czy raczej interwencyjne?
Chyba tylko w Jarosławiu istnieje coś takiego jak „kabel internetowy”.
Nie mniej sensacyjna informacja: sprawca miał zaledwie 0,36 promila, więc był praktycznie trzeźwy. Nic dziwnego, że z braku wódki w organizmie tak mu się pomerdało, że kradł kabel w biały dzień ściągając go z elewacji, gdzie musiał być widoczny dla setek oczu.
No i dociekliwi jarosławscy internauci od razu pytają: Czy w związku z tym, że operował w „kablach internetowych”, był miejscową odmianą hakera? I czy „kabel był z Internetem, czy pusty?”

Dodaj komentarz

Twój adres e-mail nie zostanie opublikowany. Wymagane pola są oznaczone *