Mili Państwo,
Imieniny świętują dziś Gerwazy i Protazy. Dwaj drugorzędni i podejrzani celebryci z lektury szkolnej. Lans zawdzięczają Mickiewiczowi, bo bez niego, kto by pamiętał o jakimś tam szurniętym kluczniku i niepozbieranym woźnym sądowym. „Tak tak, mój Gerwazeńku, tak tak, mój Protazeńku”.
Dziś Światowy Dzień Kota Garfielda. Tego z komiksu i z kreskówki. Garfield uchodzi za celebrytę nie tylko wśród kotów. Jego ulubione zajęcia to leżenie na kanapie i wcinanie latanii. Jak powiada przysłowie: Jadłby kot ryby, ale nie chce mu się ogona maczać.
Rocznice. Powstanie listopadowe, rok 1831, 19 czerwca. Powstańcy odnoszą zwycięstwo w bitwie pod Łysobykami nad rzeką Wieprz w Lubelskiem. A przecież mało kto słyszał o pamiętnym zwycięstwie pod miejscowością Łysobyki nad Wieprzem. Żeby temu zaradzić nazwę miejscowości Łysobyki zmieniono w roku 1964 na Jeziorzany. Nie pomogło, o bitwie pod Jeziorzanami także nikt nie słyszał.
19 czerwca 1963 roku rozpoczął się pierwszy festiwal w Opolu. Irena Santor odmówiła udziału uważając, że to impreza prowincjonalna, trzeciorzędna i bez znaczenia. Cóż, przyznajmy: nie była zbyt daleka od prawdy.
Wielkopolska na gorąco. Zerkamy na portal leszczyńskiego radia Elka. Niezwykle roztańczony i kolorowy korowód, prowadzony przez zespół Dixie Company, przemaszerował w sobotni wieczór z ul. Chrobrego na Plac Metziga, gdzie nową siedzibę ma mieć Miejska Biblioteka Publiczna w Lesznie. Było to jedno z wielu wydarzeń przygotowanych w ramach Leszczyńskich Dni Książki.
– Przede wszystkim chcemy zwiększyć liczbę osób czytających książki. Ta liczba nie spada, ale chcemy, aby była jak najwyższa. Stąd staramy się wychodzić jak najbardziej do ludzi. mówi Andrzej Kuźmiński, dyrektor Miejskiej Biblioteki Publicznej w Lesznie.
Jeden z komentarzy pod informacją o imprezie: Kolejna niepotrzebna impreza za pieniądze podatników. Co racja to racja: skoro większość leszczynian umie już czytać i pisać, to po co im jeszcze książki?
Bo na przykład przed wojną Wielkopolanie używali znajomości liter do czytania gazet, a choćby i „Głosu Poznańskiego: bezpartyjnego pisma codziennego” z roku 1925, cytuję: „W tych dniach wieczorem ok. godz. 21 przechodzącą Górną Wildą Stanisławę Lewińską (Łazienna 1) począł obserwować natrętnie jakiś nieznany jej mężczyzna. Nieznajomy postępował za nią przez czas dłuższy, co panią L. zaniepokoiło do tego stopnia, że schroniła się do bramy domu na Górnej Wildzie 21. Nieznajomy, który okazał się zwykłym napastnikiem, wbiegł za nią, a gdy ta usiłowała wyjść na ulicę, uderzył ją i starał się wyrwać jej torebkę. Ostatecznie napadnięta zbiegła rzezimieszkowi i doniosła o zajściu policji. Niezwykłym zbiegiem okoliczności napotkała pani L. napastnika swego na ul. Półwiejskiej i oddała go w ręce policji. Był to 25-letni Edward Krajewski, mieszkający na Rybakach 19”.
Tak, gdyby to zależało ode mnie, to Edward Krajewski z ulicy Rybaki 19 posiedziałby długo. Tak zawieść, tak rozczarować kobietę! Chodził za nią i chodził. Ona pewnie roiła sobie, że młody człowiek jest zakochany do nieprzytomności, tylko nieśmiały z natury. Ale w końcu przełamie się, oświadczy i spędzą razem resztę życia. A jemu chodziło tylko o torebkę.
Poeta powiada: Ech, to rozczarowanie, gdy gwiazda na niebie okazuje się tylko lecącym samolotem.
Kłania się Państwu mistrz rozczarowania i impasu
Wiesław Kot