Mili Państwo,
Imieniny świętują, jak co dzień – podaję za kuzynką Wikipedią – Merul, Rozalinda i Rościsław oraz Przemił i to przemiło z jego strony.
– Chcę odpocząć od Piły, bo w ostatnim sezonie nie wszystko wyglądało tak, jak powinno – mówi portalowi Wielkopolska 24 Patryk Dolny, żużlowiec, który od Piły będzie odpoczywał w Ostrowie Wielkopolskim, gdzie się zakontraktował na nowy sezon. Tak, cudna jest ta nasza Wielkopolska. Jak się kto zmęczy w Kaliszu, może odpocząć w Wolsztynie. Jak się kto zmęczy w Koninie, może odpocząć – nie przymierzając – we Wronkach. I jeszcze nawiąże bardzo interesujące znajomości.
Mamy karnawał, balujemy, ale inni też balowali przed nami. Więc „Życie Poznania: tygodnik reklamowy, kulturalny, społeczny” , rok 1937, Kronika karnawałowa:
Bal Bratniej Pomocy Wyższej Szkoły Handlowej w Poznaniu zgromadzi w dniu szóstym lutego 1937 najpiękniejsze panie, najwytworniejszych panów Wielkopolski.
Przybycie miłych gości powitają grzmiące fanfary.
Najlepsi artyści dekoratorzy Bocianowski i Szomański przemienią potężny gmach Wyższej Szkoły Handlowej w zaklęty pałac skrzący tysiącem barw i tęczowych świateł.
Znawcy podziwiać będą nieznane dotąd w Poznaniu dekoracje: przepiękne rzeźby, nastrojowe tarasy weneckie. Tawerny argentyńskie – oczarują przybyłych.
Na balu wystąpią najmilsi artyści Poznania, np. Fontanówna, Bończa, Porębska, Jaworski, Kierczyński, Młodziejowski i Zwoliński oraz znakomity chór Rewelersów.
Pięć orkiestr – wirtuozi na akordeonach wygrywać będzie najczarowniejsze melodie.
W tajemniczych podziemiach gmachu bożek Merkury powita w swej gospodzie Drogich Gości.
W potężnych klatkach zamknięto specjalnie z Afryki sprowadzone najdziksze okazy drapieżników.
Po północy uczestnicy odbędą wzlot balonikami do stratosfery, by wybrać Królową Balu. Bezcenne prezenty czekają na najpiękniejszą toaletę karnawału.
Orzeźwiające fontanny tryskać będą przecudną wonią najwykwintniejszych perfum.
Przepych! Humor! Nastrój! 20 sal 8000 m do tańca!
Bal jakich nie było! Ostatnia czarowna noc karnawału na „Balu Seledynowym”
Cóż, – jak powiada klasyk – niech żyje bal, bo to życie to bal jest nad bale! No i jeszcze było jakoś tak, że drugi raz nas nie zaproszą.
Ja wiedziałem, wiedziałem, że czegoś w tych porannych czytankach brakuje. Wreszcie zrozumiałem, brakuje poezji. Ale spokojnie – nie będziemy recytowali fraszki „Na lipę”. Wręcz przeciwnie, poczytamy poezję najnowszą. Ot, tomik Pani Magdaleny Doroty Cejman pod tytułem „Na granicy spadających liści”, który w zeszłym roku ukazał się w Działdowie, to miasto na Warmii, w nakładzie 500 egzemplarzy. Szczególnie uruchomił mnie wiersz pod tytułem „Mantra”, związany z pracą pani Magdaleny Doroty, która zarabia na chleb jako nauczycielka gimnazjalna. Czytam:
„uczyłaś mnie
Że świat trzeba kochać
Jak żółte kaczeńce
Wstaję rano i jak mantrę
Powtarzam dzieciom
By nie chciały umieć więcej”.
Jak najsłuszniej. To samo powtarzam ciągle moim studentom – by broń Boże nie chcieli umieć więcej. I na tym polu odnosimy same sukcesy. Moi i studenci i ja –
Wiesław Kot