Radio Merkury, poniedziałek 30 stycznia 2017

Mili Państwo,
W kalendarzu dziś Adalgunda i Batylda, a w Indiach Dzień Trędowatych. My też mieliśmy jedną Trędowatą, nazywała się Stefcia Rudecka, kochał się w niej na zabój ordynat Waldemar Michorowski , więcej szczegółów znają Elżbieta Starostecka i Leszek Teleszyński. Ale nasza Trędowata nie zmarła na trąd, tylko się biedaczka nieszczęśliwie przeziębiła, a nie znano wtedy antybiotyków…  Zresztą poczytajmy:

Cierpiał, czując dotykalnie swój ból, czując, jak mu się sączył w krew, jak włamywał w mózg z siłą zawrotną. Ustami, na których głęboki żal wypisał swe zgłoski, szeptał imię zmarłej, mordując się podwójnie brzmieniem tego słowa:
– Stefcia… Stefcia… jasna moja… moja… gdzie ty?… Co z tobą?…

I doznał wizji: ona stanęła przy nim, śliczna, wiotka i patrzy na niego ciemnym fioletem swych oczu, jej rzęsy mrugają tak ładnie na jasnym owalu twarzy, okolonym jedwabną masą włosów. Zapatrzony w wizję, widział Stefcię jak żywą pod rozkwitłą czeremchą, wołał na nią rozszalałym wyciem serca.

A ona uśmiecha się do niego i mówi z dziecinnym grymasem kalinowych ust:
– Tak mnie pan zasypuje kwiatami…

Waldemar zatrząsł się, podniósł głowę. Wizja uleciała.  Załamał namiętnym bólem ręce nad głową”.

Poznański dzień jak co dzień, tyle że w roku 1930 „Goniec Wielkopolski: najstarszy i najtańszy niezależny dziennik demokratyczny” zapodaje drobiazg obyczajowy: „Elegancko ubrana starsza dama napadła na przechodzącego w towarzystwie młodej kobiety mężczyznę i zaczęła go co sił okładać torebką ręczną. Towarzyszka napadniętego, widząc co się święci, zbiegła. Mężczyzną tym był małżonek porywczej damy, który chcąc uniknąć dalszego skandalu i urazów, wskoczył z silnie pokrwawioną twarzą do przejeżdżającego samochodu. W ręku damy pozostały jedynie jego laska i kapelusz”. I drobiazg kryminalny: „Krzyżaniak Leon, zamieszkały w Omultowie (powiat Poznań), przy Tamie Garbarskiej zaczepił przechodzącego Bohna Bronisława (zamieszkałego na Cytadeli), prosząc go o ogień do papierosa. Gdy Bohn włożył rękę do kieszeni po zapałki, Krzyżaniak uderzył go nagle pięścią w twarz i usiłował wyrwać mu zegarek. Na krzyk napadniętego zjawił się posterunkowy i przytrzymał napastnika. Wspólnik Krzyżaniaka zdołał zbiec”. I jeszcze rachunek, jaki wystawiła Poznaniowi policja, za jeden zwykły dzień w roku 1930, cytuję:  „Doniesień za opilstwo 26, za awanturowanie 16, za nieprzestrzeganie przepisów policyjnych 24, za sprzedaż alkoholu 1, za zapalenie petardy 1, za włóczęgostwo 1, za przekroczenie przepisów obyczajowych 7, za spowodowanie zbiegowiska 3”.

I na przybitkę jeszcze przysłowie japońskie: Wolę z mądrym piechotą niż z głupim toyotą.
Wiesław Kot

Dodaj komentarz

Twój adres e-mail nie zostanie opublikowany. Wymagane pola są oznaczone *