Mili Państwo,
W Republice Zielonego Przylądka dziś Dzień Bohaterów. Są to tak zwani bohaterowie z Zielonego Przylądka. Bohaterem zaś wstrząsającej historii z Leszna okazał się miejscowy fotograf, pan Bogdan Marciniak, a i samo Leszno pokazało się jako, miasto zamglone, tajemnicze i zagubione, istne wielkopolskie Twin Peaks. Otóż pan Bogdan jadąc rowerem zgubił okulary. Już drugi raz zresztą. A pani Monika jak raz spacerowała ze swym psem rasy grzywacz chiński, który wabi się Jeremi. Jeremi znalazł etui z okularami. Ale Jeremi też się zgubił, tylko trochę wcześniej i też został odnaleziony – wszystko dzięki pośrednictwu radia Elka, które na swojej witrynie rzecz całą przedstawia. Pod spodem komentarz słuchacza: „po przeczytaniu tego wstrząsającego newsa moje zycie już nigdy nie będzie takie samo”. I jeszcze jeden komentarz: „A i druga polowke też można znaleźć dzięki radiu Elka”. Tak, to bardzo ważne. Bo pierwszą połówkę to łatwo znaleźć. Ot, skoczy się do sklepu za rogiem i jest. Ale jak się już ma za sobą tę pierwszą połówkę, to ze znalezieniem drugiej są już zazwyczaj poważne kłopoty.
Karnawał, poznańska prasa rekomenduje lokale i co z tego, że w roku 1936: „Niedaleko od Starego Rynku, bo przy ul. Wrocławskiej, przyciąga rzesze swych sympatyków znana Restauracja Jachowskiego. Zna ją prawie każdy, komu „grubo po zachodzie słońca” wypadało przechodzić ulicą Wrocławską. Znają ci, którzy lubią taniec i ci, którzy wolą siedzieć i… też nie próżnować. Muzyka, dancing, dobry i zaopatrzony „na mokro i sucho” bufet, niskie ceny… cóż więcej potrzeba do chwili szczęścia?” Pod tym szekspirowskim pytaniem biegnie wierszowana reklama: „W restauracji Jachowskiego uciecha dla każdego./ Gospodarz wszystkich zaprasza/ na sznapsika co pragnienie ugasza”.
Literacki cymes, a skoro się zgadało o literaturze i Poznaniu, to zwracam uwagę P.T. publiczności, że literacki Poznań to nie tylko Klemens Janicki, Stanisław Przybyszewski, Małgorzata Musierowicz i Ryszard Ćwirlej. To także wielu luminarzy literatury, którzy nie rozpychają się łokciami na Parnasie, lecz pracują wytrwale i anonimowo. Liczą na to, że docenią ich przyszłe pokolenia. Ot, nowelkę „Noc trwogi i rozpaczy” pomieszczoną w piśmie „Życie Poznania: tygodnik reklamowy, kulturalny, społeczny” w roku 1937, autor podpisał skromnie „Ma-Te”. Poczytajmy autora Ma-Te:
„Most Chrobrego w Poznaniu tonie w mrocznym świetle księżyca. Noc jest cicha, spokojna, przesiąknięta mgłą tajemnicy.
Noc cicha… spokojna, a jednak?
Wiosenny wiatr wionął nagle z południa, uderzając o rozognione czoło podnieconego Edwarda, który stoi od strony chwaliszewskiej na brzegu mostu.
Stał, obserwując zachłannie dwie osoby, co zoczył o kilka zaledwie kroków przed sobą.
Szum falującej Warty podnieca stalowe jego nerwy albowiem razem z nim słyszy przyciszone, lecz wyraźne słowa biegnące od osób wspomnianych.
Spojrzał teraz na ten ciemny błękit oczyma pełnymi melancholii i trwogi. Niedługo to trwało. Opuścił głowę w chaotycznym cierpieniu. Ona!… W jego objęciach.” Dalej nie mogę czytać, bo wzruszenie ścisnęło mnie za gardło.
Żegnam się więc w milczeniu –
Wiesław Kot