Galery. 15 godzin z dupą przyspawaną do fotela. Żadnego kontaktu z rzeczywistością. I nawet deska w klozecie mi nie pękła.
Brzuszysko mi się zapuściło paskudnie. Nie, żebym był żarłok. Skubnę coś pod wieczór i finito. Ale wypuczony jestem jak Hitchcock. Pan Ryszard, mój fryzjer, który ogląda mnie o wiele częściej na ekranie niż w swoim zakładzie, spojrzał i pyta: „- Ale bęben! Na co panu taki bęben? Do orkiestry pan się wybiera? Na Pierwszego Maja?”
„Zdies prazdnik pierwowo maja w kraju radom
pust muzika igrajet, a my pajom.”
Znów mnie Dorota przyłapała na scenie wstydliwej. Oglądałem, mianowicie, niesamowity kicz patriotyczny pt. „Człowiek z żelaza”. Po raz 50-ty. I tam Janda wykonuje „Janka Wiśniewskiego”. A taką już mam naturę, że jak oglądam kicz, to łzy mi same występują. I ona wchodzi do pokoju z tym swoim zwykłym, durnym tekstem: „- Ty płaczesz?” A ja odpowiadam grepsem z „Zakazanych piosenek”: „- Ja nie płaczę, ja śpiewam…” A gardło mam ściśnięte, a łzy się cisną. Co ja poradzę, że nie tylko bełkoczę o tych filmach po gazetach i telewizorniach. Ja je naprawdę…
Obserwacja uliczna. Za moich czasów pieszy bał się zmotoryzowanego. W szkole uczyli: chcesz przejść przez jezdnię, spójrz najpierw w prawo, potem w lewo, potem znów w prawo. Jeśli nic nie jedzie – przechodź. A teraz jest tak, że przechodzień wchodzi na jezdnię i w ogóle się nie rozgląda. Kierowca niech się martwi.
Dorota uwielbia kierować ruchem. „Lodzia Milicjantka”. Co pół godziny wparowuje i kontroluje: „- To już napisałeś? Tamto już wysłałeś? To teraz pisz to! I zaraz wyślij!” Działa jak zegar z kukułką. Czy ktoś z szanownego, ewentualnego czytelnictwa doświadczył takiego zegara? I jak się – ewentualnie – z niego podniósł?