Mimo usilnych prób nie jestem ciągle w stanie uporać się z natłokiem wrażeń artystycznych. W Muzeum w Bydgoszczy zobaczyłem instalację, którą tworzyło połączenie maszyny do pisania i kosy (Jarosław Kozłowski „Ostre przedmioty”). Sam, niestety, wielokrotnie używałem maszyny (później komputera) jako narzędzia mordu, głównie na polskiej sztuce filmowej. No, i ten Niemen: „A jednak często jest, że ktoś słowem złym zabija, tak jak nożem.”:
Inny problem otworzyła praca Jerzego Grabowskiego „Struktura wtrętów – progres 4/7”. Tytuł sugeruje, że artysta ma na składzie całe mnóstwo „wtrętów” w ramach jednego tylko „progresu”. A mnie z miejsca chwyta ciekawość, jak wobec tego wygląda „progres 4/8”. No, bo ten „4/7” wygląda tak:
Odetchnąłem, kiedy wyszliśmy z Muzeum. Za dużo wrażeń jak na jeden raz na moją biedną głowę. Dorota ciągnęła jednak do następnego Muzeum:
Tłumaczyła, że skoro pieniędzy nie mamy za wiele w domu, to sobie chociaż popatrzymy na nie w muzeum.
Wolałem nie robić sobie apetytu. Lepiej popatrzeć na te mosty nad kanałami, gdzie zakochani przypinają kłódki na znak miłości. Ciekawe, ile takich próbowano potem przepiłować…:
W miejscach publicznych ciągle zaskakujące komunikaty. Oto szyld z Bydgoszczy:
A to tablica wmurowana w ścianę kościoła na rynku w Kcyni. Sugeruje ona, że tablice takie wmurowywano w odcinkach (poprzedniej nie znalazłem). Trochę, jak dawniej powieści w gazetach. A może są też tablice pośrednie, typu: „ciąg dalszy zostanie wmurowany…”?:
I, by ten wyjazd podsumować optymistycznie, kawałek naszego ulubionego „bezinteresownego piękna”. Rzucik na ścianie w bocznej uliczce:
Jak to się nam gospodarka specjalizuje. Furgonetka przede mną nosi napis: „Objazdowy serwis tapicerstwa medycznego”.
W Radiu M. pewna pani z Krakowa oferuje bezpłatnie: żakiet w dobrym stanie oraz sto pustaków.
Miło zharmonizowany saksofon z fortepianem. Układ jest czytelny i respektowany. Na początku saksofonista (Ptaszyn) podaje temat, on jest rozwijany w kolejnych improwizacjach. I wraca na koniec. Taki zespół mógłby grać publiczności do rozmówek przy małej czarnej w jakiejś piwnicy artystycznej. W każdym razie wymagania wobec słuchaczy niewygórowane. Na ludzką miarę. Jan Ptaszyn Wróblewski „Jazz Trio”:
Rod Stewart bardzo kulturalnie sprowadza wszystkich do parteru. Równy rytm, ta sama aranżacja, ten sam sposób śpiewania. Obojętnie, czy to Elvis, czy Stevie Wander, czy jakiś przebój dyskotekowy. Jeden ogólny dancing. A że kawałki są wolne, to raczej dancing w Iwoniczu Zdroju. Byliśmy tydzień temu z kawałkiem. Składanka „Soulbook” (2009):
Saksofonista Kenny Garrett cały cały czas w klimatach bopowych i pochodnych. Łamane frazy, saksofon często wypada z tonacji (tak przynajmniej mnie to brzmi). Czasem kawałki utrzymane są w rytmie samby (bliżej dancingu) i brzmi to trochę jak z Santany. Miło, nieinwazyjnie zagrane „I Say a Little Prayer”. I na to wszystko jakiej potworne murmurando ze świdrującym saksofonem. To miało być śmieszne?
Płyta „Pushing The Word Away”, nominowana do tegorocznej Grammy: