Otóż nic. Tyłek tylko cierpi z powodu ugniatania fotela przez wiele godzin w tej samej pozycji.
Obrazek uliczny. Na pasy wkracza starsza pani. Tuż przed maskę samochodu. Ten zatrzymuje się w ostatniej chwili. Ale to pani jest w prawie (pasy!) i doskonale o tym wie. Mija więc samochód nieskończenie powoli posyłając kierowcy lekceważące spojrzenie. Kierowcy „gul skoczył”, ale nic – odczekał aż dama minie maskę wozu. Po czym wystartował samochód w trybie: „palenie gumy”. Rozległ się nagły, przeraźliwy pisk. Dama podskoczył jak oparzona i – szpula przez pasy. A kierowca pomknął z rozradowana miną. Mnie na ten widok zdjęła regularna śmiechawka. Przynajmniej czuję, że żyję w Polsce.
Pisałem niedawno o lokalu gastronomicznym na Wildeckim nasypie kolejowym. Właściwie o sieci lokali, archipelagu lokali. Mecyje! Radio podało, że grono czcicieli Bachusa, urządziło sobie regularne posiady w baraku obozu na Majdanku. Po godzinach nie ma wycieczek, puchy. Ale alkohol, wiadomo, powoduje, że mamy kłopoty z wyskalowaniem donośności głosu. No, i capnęli towarzystwo. Do wysokiego sądu mieli prośbę, by nie skazywać ich na kary finansowe, bo cienko przędą. Ani na areszt, bo wolą chodzić na powietrzu. Tylko na prace społeczne. Zaczną od pozbierania puszek i butelek.
Czytam wypowiedź biskupa Adama Lepy, który w Episkopacie zajmuje się mediami. „Osoba poddana presji takich działań /medialnych/ staje się „zdalnie kierowanym” przedmiotem, którego można zniewolić do przyjęcia za swoje nawet bardzo groźne antywartości jak apostazja, satanizm czy zboczenia seksualne.” Pomijam, że to niegramatyczne. Nie czepiajmy się. Za bardzo dawnych czasów „Wprost” zatelefonowałem do biskupa Lepy, aby dał głos w jakiejś sprawie. O dziwo, połączyli. Przedstawiam pytania, proszę o odpowiedź, prześlę do autoryzacji. Biskup bredzi coś całkiem nie na temat. W dodatku wyraźnie się zapętlił, przerwał i prosi o telefon za kwadrans. Dzwonię. Odbiera jakaś siostra zakonna i oświadcza, że ekscelencja jest bardzo zajęty i zupełnie nie wiadomo, kiedy będzie dysponował wolnym czasem na rozmowę. To, jak dla mnie, tyle w temacie biskupa Lepy.