Listopadowa dal rozciąga się:
Wybory. Pewien starszy pan w lokalu w Zabrzu oddał głos i zmarł. Dorotę wprawia to w dobry nastrój: on postawił krzyżyk i na nim postawili krzyżyk. Albo: od urny – do urny. Ta kobieta nie uszanuje żadnej świętości.
W nawiązaniu do wczorajszego komentarza o pojedynku świętych na wysokościach. Przypomniałem sobie, że ksiądz Natanek – postać jakże niesłusznie marginalizowana we współczesnym polskim Kościele – mówił w trakcie kazań o współpracy międzyanielskiej. Otóż kiedy kapłan wybiera się załatwić jakąś nieprostą sprawę, prosi swego anioła stróża, by ten udał się do anioła stróża osoby, z którą sprawę ma załatwić. Najwidoczniej anioł księdza odpowiednio nastawia anioła owego partnera w interesach, a anioł partnera nastawia samego partnera. Kiedy zjawia się ksiądz Natanek, wszystko idzie jak po sznurku.
To się w Credo nazywa – zdaje się – „świętych obcowanie”.
Przeczytałem „Gniew” Miłoszewskiego – jak wszystkie jego poprzednie powieści:
Uczucia mieszane – z każdym kolejnym rozdziałem coraz mocniej. Początek bardzo staranny. Nie mówię o intrydze kryminalnej, bo to mnie ciekawi mniej. Raczej o wykończeniu: dopracowaniu postaci, wychwyceniu klimatu Olsztyna, o regionalnych syntezach z zakresu ruchu drogowego czy architektury. Potem z każdym rozdziałem ta staranność siada, zaczynają się dłużyzny i rozdymanie powieści, która jednak powinna mieć 300, a nie 400 stron. Zakończenie tzw. otwarte. Jak dla mnie – kapitulanckie. No i główna oś: z miłości do prawa przekroczyć prawo. Jak kto nie czytał „Orient Expressu”…
A co do Olsztyna, to się z surową oceną tego miasta bardzo zgadzam. Byłem rok temu. Przejawy sztuki współczesnej, eksponowanej przed jakaś szkołą wstrząsnęły mną:
Podobny jak dawny Olsztyn na obrazach w staromiejskiej galerii:
A Dorocie zrobiłem zdjęcie przed ratuszem, wśród rozstawionych tam figur. Aby pamiętała, że na mojej szachownicy jest tylko pionkiem:
Agnieszka Osiecka, Czytadła. Gawędy o lekturach, Prószyński i S-ka 2014
Popularna „Filipinka” prezentuje na przykład rozmaite hasła wymyślane przez ni to podfruwajki, ni to poetki, ni to geniuszki. Jedno z nich brzmi: „Czytam Filipinkę, więc jestem”.
Mam wrażenie, że myślątka skromne powinny być wygłoszone w skromny sposób i nawet raczej w skromnym anturażu. Jeżeli na przykład pani Tereska w barze „Saks” wygłosi sentencję: „wszyscy mężczyźni są tacy sami”, to ja jej tę sentencję uznam. Jeżeli do tego pani Tereska zabawnie się zarumieni, to czemu nie. Ale jeżeli nadęty literat albo filmowiec wdrapie się na katedrę i – w krawacie i w binoklach – powie: „wszyscy mężczyźni są tacy sami”, no to jednak nie.
Czytając, miałam wrażenie, jakby motyl runął w kartofle.
„Wczoraj już się nic nie zdarzy” – sześć słów, a powiedziane zostało niemało.
Moja pisanina polega bowiem na błąkaniu się, prześlizgiwaniu po temacie, domyślaniu się i niestarannym czytaniu źródeł. Można powiedzieć, że to jest różnica kultur jej, amerykańska (?) kultura każe czytać wszystko, zanim się siądzie do roboty, a moja, słowiańska (?), żeby nie przeczytać nic (no, prawie nic).
Niewiele wróżę autorom, którzy jak cielęta powtarzają: „Wszędzie dobrze, ale w domu najlepiej”. Trzeba mówić tak: „Wszędzie źle, ale w domu najgorzej”. Z tego bierze się ruch, rozmach, nicowanie prawd, ciekawość świata.
Pierwsze zdanie książki brzmi: Nie cierpiał drzwi. Mało znam lepszych początków.
Afternoons In Stereo „5” (2013). Kanadyjski muzyk i grafik Greg Vickers miksuje elektroniczne brzmienia z funkową perkusją. Dodaje flety, a nawet odgłosy ptaków. Czasem trąbki, saksofony. Muzyka trochę ze studia, trochę z koncertu. W sumie koktajl. Relaksujący. Szemrzący. To się chyba nazywa laid-back style:
Acoustic Alchemy „Against The Grain”. Jak to u nich – towar przewidywalny. Miłe gitary, często akustyczne. Podkłady dość zróżnicowane, ale bez przesady. Rytm, jak się tylko pojawi, to już równy, jak z metronomu. Czasem poimprowizuje saksofon, ale niezbyt dokuczliwie. Cały czas chodzi przecież o to, by się miło sączyło. Znawcy piszą o płycie : rather indistiguishable:
Zgadzam się co do Gniewu. Miłe początki a koniec taki sobie. Kluczowe kwestię opierają się na zaufaniu czytelnika do autora – skąd bowiem określone osoby miały wiedzieć, że główny bohater w kulminacyjnym momencie zareaguje tak jak zareagował (gdyby zareagował inaczej, to całe zakończenie na nic). Albo skąd główny bohater domyślił się, że określona istotna osoba to właśnie ta, której szuka?
Nb w dzisiejszym Do Rzeczy Andrzej Horubała ma pretensje, że Gniew jest zainfekowany feministyczną ideologią: „żadnych sceptycznych uśmieszków, żadnych przebłysków zdrowego rozsądku, choćby podlanego cynizmem. Podział obowiązków domowych? Oczywiście opresyjny. Kobieta odczuwa satysfakcję z przygotowania posiłku dla swoich najbliższych? Z pewnościa to dowód wewnętrznego zniewolenia. Szacki, nie zaznawszy szczęścia w małżeństwie, nie jest w stanie wyobrazić sobie związku, w którym jedni drugich ciężary noszą, woli zamiast tego dyskurs emancypacyjny. Okazuje się, że prokurator z wieloletnim doświadczeniem nie ma żadnych wątpliwości co do konieczności głębokiej ingerencji państwa w życie rodziny, co do konieczności wtargnięcia organów ścigania w delikatną materię życia domowego.”
Cieszę się, że moje spostrzeżenia to nie całkiem pudło.
Tak nam się miło rozmawia… Czy naprawdę musi Pan to psuć cytując Horubałę?
No cóż, chciałem poznać, jak to się mówi, szerokie spektrum opinii.