Na motywach powieści Laurence Sterne’a:
Ponieważ rzecz jest historyczna, dodaję notkę o pisarzu z własnej kompletnie zapomnianej książeczki.
Laurence Sterne
1713-1768
Ludzkie „ja” jest siedliskiem doznań kapryśnych, zaskakujących i intrygujących. Można je pominąć i skupiać się na opisywaniu tego, co w człowieku fundamentalne i ważne. Tylko, czy warto?
Laurence Sterne nie był duchownym z powołania. Ten syn oficera, ukończywszy studia w Cambridge, przyjął wprawdzie świecenia duchowne i objął parafię Coxwold w hrabstwie Yorkshire, jednak ze swych obowiązków wywiązywał się wyjątkowo niedbale. W dodatku ciągle wdawał się w romanse, co spowodowało, że cieszył się nie najlepszą reputacją wśród okolicznych wiernych. Nawroty licznych chorób przyjmował więc jak wybawienie – mógł wówczas wyruszać w lecznicze podróże po Europie, które przynosiły mu mnóstwo ulotnych, a pożądanych wrażeń. A w zapisywaniu tych wrażeń stał się mistrzem.
Literacką sensacją roku 1760 okazała się powieść Życie i myśli jaśnie wielmożnego Tristrama Shandy, w której główny bohater i jednocześnie narrator opisywał własne życie – od narodzin, a właściwie od czasów bytowania w łonie matki. Przez większą części opowieści Tristram pozostaje bowiem nienarodzony, a jego pojawienie się na świecie nie ma praktycznie żadnego znaczenia dla toku opowiadania. O wiele ważniejsza jest galeria dziwacznych typów, które towarzyszyły jego drodze życiowej. A jednocześnie swój tok narracji Tristram co chwilę przerywał licznymi dygresjami – dosłownie na każdy temat. W ten sposób igrał z czytelnikiem, wciągając go w świat własnych przeżyć i doznań. Literatura nie znała dotąd takiego sposobu opowiadania.
A Sterne właśnie w nim zasmakował. W 1765 roku wydał Podróż sentymentalną przez Francję i Włochy. I znowu nie był to poukładany i rzetelny zapis podróży, lecz zbiór ulotnych epizodów, rejestracja przelotnych znajomości, refleksji, wzruszeń. W zasadzie błahych i nieważnych, ale przecież zasługujących na opisanie. Znaczenie takiego zapisu było dla literatury o wiele bardziej doniosłe niż się to wydawało współczesnym Sterne’a. Bowiem dzięki tej nowej taktyce pisarskiej powieść stała się najbardziej giętkim i sprawnym gatunkiem literackim. Przed Sternem powieść była albo historią przygodową spisaną dla dostarczenia rozrywki albo kroniką bieżącego obyczaju. Sterne uczynił z niej gatunek podobny do fantazji muzycznej. Pod jego piórem relacjonowana historia zaczęła mieścić nie tylko przebieg zdarzeń, ale i osobowość autora, jego humory i poglądy. Z tego patentu korzystały dziesiątki wybitnych autorów: od Mickiewicza, piszącego II część Dziadów, przez Josepha Conrada, posługującego się w powieści monologiem wewnętrznym, po Jamesa Joyce’a, stosującego „strumień świadomości”. Z odkryć Sterne’a korzystali też liczni analitycy ludzkiej podświadomości z Zygmuntem Freudem na czele.
A Sterne w tej nowej manierze spisywał również swoje kazania, które pod jego piórem zmieniały się w błyskotliwe eseje biblijne. W swoim parafialnym zaciszu najbardziej cenił jednak nie spokojną lekturę Biblii, lecz fakt, iż zza firanek swojej plebanii mógł obserwować codzienną ludzką szarpaninę. A ta przynosiła mu coraz to nowe pomysły do kolejnych powieściowych dygresji.