Po co jest ten miś?

Dziś próbowałem się jakoś odnieść do tego bladego słońca, co to jest, a jakoby go nie było. Efekt, jak samo słońce, mizerny:

Pewna instytucja badająca opinie publiczną, a związana z Radiem M. przeprowadziła prace na temat oglądalności Telewizji Trwam. Wyszło jej, że telewizję tę w miarę regularnie ogląda 10 milionów Polaków. Z komentarza: „Wśród badanych przeważają osoby w wieku dojrzałym oraz kobiety”.

W Poznaniu w uniwersyteckim Collegium Maius zorganizowano wystawę gadżetów pochodzących z kultowych polskich komedii. To pochodzenie jest dość wątpliwe, bo na środku stoi miś jak z filmu Barei. A ten miał sobie zgnić na wolnym powietrzu i miało się spisać protokół zniszczenia (fot. Internet):

Postawiono także PRL-owską budkę telefoniczną. Dorota podeszła do portiera i pyta, czy można zadzwonić. Spodziewała się, że powie coś w stylu: „Ona nieczynna, ta budka…”. A on: „- Już próbowałem. Nie ma sygnału”. No, i cała wystawa na nic.

Koniec słuchania powieści „Krąg” Bernarda Miniera:

Pierwsza Miniera, której słuchałem, „Bielszy odcień śmierci”, była na tyle interesująca, że warto było dać kredyt drugiej. Taki kredyt w moim przypadku oznacza, że będę słuchał o perypetiach komendanta Servaza z Tuluzy przez mniej więcej 120 kilometrów marszu. Nie jest to bowiem literatura, która wymagały absolutnej koncentracji – jak się człowiek gapi na dzięcioły i szyszki, to jeszcze starcza skupienia na treść książki.
Więc: akcja potoczysta, zwroty częste, im bliżej końca tym częstsze. Opowieść prowadzona z kliku punktów widzenia: nie nuży.
Sporo odmieńców: a to półlegalny imigrant, a to lesbijki, a to szemrany detektyw prywatny, a to emerytowany nauczyciel literatury, a to dilerka narkotyków o ksywie Heisenberg. Nawet urozmaicona menażeria.
Minusy te same. Te wszystkie „kilogramy ołowiu w żołądku”, te „igły”, które bohaterów przeszywają w chwili napięcia itd. Co kawałek. To jest po prostu nieznośne. I niewytłumaczalne z przyczyn fizjologicznych. Organizm się przecież dostosowuje i z czasem nie reaguje już po wariacku. Że też wydawca mu tego nie wyperswadował!
No i fakt, że przez całe życie naprawdę ważne jest tylko to, co zdarzyło się w kilkuosobowej grupie rówieśniczej na pierwszym roku studiów. To tak, jak bym ja nie był w stanie obejść się bez kumpli z wojska. Litości!

Do czegoś potrzebna mi książka o polskich aktorkach. Ze zdumieniem stwierdzam na tylnej okładce cytat dotyczący Katarzyny Figury: „Kiedy ona tak przedefilowała kompletnie nago przez ekrany, to my wiedzieliśmy jedno: komuna musi upaść”. Podpisano: Wiesław Kot.
Niby zgadzam się z tym, co tam napisane. Ale gdzie ja to mogłem powiedzieć, gdzie napisać? W ząb nie mogę sobie przypomnieć.
Przypominam sobie za to, że kiedyś mówią mi: „- Stary, Teleexpress podał, że jakiś twój artykuł był użyty na próbnej maturze z polskiego. Jako tekst do skomentowania”. Czytam – rzeczywiście zasób tego, co tam napisane zgadza się z tym, co na ten temat wiem i sądzę. Ale żebym ja to gdzieś napisał? Zero wspomnień.

Agnieszka Osiecka, Czytadła. Gawędy o lekturach, Prószyński i S-ka 2014

Moja pedantyczna  mentalność  wyodrębnia  cztery  typy  mężczyzn  torturowanych  lirycznie  przez poetki: potwór, szaleniec, obojętny i misiaczek.
Potwór  jest  najpopularniejszy.  To  jest  ten,  co  jeszcze  dzisiaj  ma  słoną  skórę,  a już jutro  –  myk,  myk.  Wielbicielka  potwora  jest  zazwyczaj  masochistką  i petentką.  Niżej podpisana  ma  wielkie  zasługi  na  tym  polu.  Tak  się  na  przykład  kiedyś  pisało:  Tkwić  przy tobie  w szarej  sukience  i podziwiać,  jak  oddychasz!  Dopiero  niedawno  rodzina  mi powiedziała: „Agnieszka – czy to był jakiś astmatyk?”.
Szaleniec  to  jest  ten  typ,  co  znika,  potem  rżnie  sobie  żyły,  a potem  pojawia  się z Tamtą Drugą.
Obojętny to  wiadomo.  Dla niego pisze się:   Rzuć choćby szyszką w moją stronę i tak dalej.
Misiaczek  ma  najgorzej:  poetessa  daje  mu  do  zrozumienia,  że  nie  nudzi  się  z nim w łóżku, ale rano nie ma z kim pogadać na taki temat, czy wszechświat jest rurą.

Kępiński  powiada,  że  w społeczeństwie  naszym  królują  dwa  podstawowe  typy:  historyczny i psychasteniczny.  Pierwszy  typ  reprezentuje  polski  szlagon  („zastaw  się,  a postaw  się”), drugi  –  polski  kmiotek  („człowiek  cichy,  pokornego  serca”).  W postaci  czystej  oba  typy zanikły  wprawdzie,  na  każdym  kroku  spotyka  się  dwie  postawy:  szlachecką  fanfaronadę i kmiecą pilność.

Jednak  szkoła  to  jest  coś  strasznego.  I przygnębiająca  jest  ciemnota  takich  tytułów, w których od razu zawarta jest  odpowiedź. Kościuszko jako bohater narodowy, Sienkiewicz jako  mistrz  języka.  Fredro  –  klasyk  humoru.  A jeżeli  biedne  ucznisko  jest  urodzonym pacyfistą i programowo nie znosi wszelkich bohaterów narodowych? Jeżeli Zagłobę uważa za irytującego  gamonia,  a Fredrzynego  Cześnika  boi  się  po  prostu,  to  co?  To  nic.  Nie  może pisnąć nic po swojemu, tylko musi się usztuczniać i duchowo barykadować, jakby się nic od czasu  Ferdydurke nie zmieniło.

I żeby jeszcze paź królowej wpadł przez okno.  

Glenn Gould, J.S.Bach „The Well Tempered Clavier” (1963 – nagranie). Trudno powiedzieć laikowi, na czym polega wyjątkowość tej interpretacji. Może na wyjątkowym spokoju? A może to tylko kwestia nastroju, sugestii? Cóż, wielu rzeczy słuchamy pod terrorem opinii, nie rozumiejąc zupełnie na czym polega muzyczna niezwykłość nagrania. Te wszystkie rekomendacje próbuję traktować jako faktor wstępny, niekonieczny. Bo co mi z tego, że słucham dzieła genialnego, skoro nic z niego nie rozumiem?:

Dodaj komentarz

Twój adres e-mail nie zostanie opublikowany. Wymagane pola są oznaczone *