Pisać. Rozmowy o książkach, op. red. Ewa Tenderenda-Ożóg

Pisać. Rozmowy o książkach, op. red. Ewa Tenderenda-Ożóg:

w512-u90

Jak w tytule.

Cytaty. Ciekawsze rzeczy z różnych wywiadów, z różnych autorów.:
–Najdramatyczniejszy epizod życiowy /Kazimiery Iłłakowiczówny/ poetki miał chyba miejsca w Zachęcie. – Znalazła się tam, kiedy do Gabriela Narutowicza strzelał Eligiusz Niewiadomski. Ponieważ miała doświadczenie pielęgniarskie z okresu I wojny światowej, pospieszyła prezydentowi z pomocą. Rany okazały się jednak śmiertelne, zamknęła Narutowiczowi oczy. Była wstrząśnięta, ale jak wspominała, modliła się potem i za ofiarę, i za mordercę.

–Jak układały się jej relacje z władzą ludową? – Początkowo uchodziła za persona non grata, gdyż pamiętano jej związek z sanacją. Pomoc Juliana Tuwima i prawdopodobnie Jarosława Iwaszkiewicza nie zdała się na wiele. Ani pracy, ani mieszkania w Warszawie nie znalazła, toteż wyjechała do Poznania. Do polowy lat pięćdziesiątych nie publikowano jej utworów. Potem się to zmieniło, chociaż cenzura pilnie analizowała, czy jej twórczość nie uderza w Związek Radziecki albo nie gloryfikuje Józefa Piłsudskiego.

–Poza wierszami o Katyniu i Poznaniu 1956 coś jeszcze z jej spuścizny przetrwa? – Wciąż wydawany i czytany jest przekład „Anny Kareniny” Lwa Tołstoja, uznawany za kongenialny. Sądzę, że długo jeszcze nikt lepiej od niej nie przetłumaczy tej powieści.

Co ciekawe, sam Gomułka o mało nie trafił w młyny sowieckiej „sprawiedliwości”, bo już w latach dwudziestych zastanawiał się nad ucieczką do Związku Sowieckiego. Radził się w tej sprawie posła Niezależnej Partii Chłopskiej Alfreda Fiderkiewicza, który wybił mu ten pomysł z głowy, tłumacząc, że Polacy przekraczający sowiecką granicę są zatrzymywani i trafiają do obozów karnych. Tow. „Wiesław” się wystraszył i został w Polsce. Później trafił wprawdzie za swoją działalność komunistyczną za kratki, lecz sanacyjne więzienia w porównaniu z sowieckimi gułagami były sanatoriami.

Polacy uwierzyli, że Gomułka chce Polskę zdemokratyzować, że wraz z jego powrotem do kraju stalinizm, ta „epoka błazeństwa namaszczonego”, odchodzi w niebyt. Nawet niektórzy księża nazywali Gomułkę „Władysławem IV”, a po słynnych rozmowach z Nikitą Chruszczowem w Belwederze w październiku 1956 roku Maria Dąbrowska zapisała w swoich „Dziennikach”: „Jest coś imponującego w wytrzymaniu tej sceny przez steraną ofiarę systemu, jaką jest Gomułka. Jest też coś imponującego w fakcie, że to robotnik polski pierwszy po hrabim Andrzeju Zamojskim powiedział: Allez-vous en [wynoście się]”. Notabene, podczas tych rozmów Gomułka skrzyczał Wiaczesława Mołotowa, że on, który w 1939 roku nazwał Polskę „bękartem Europy”, ma czelność do tej Polski przyjeżdżać i Polaków pouczać.

–Dlaczego nie namaścił sukcesora? – A zna pan satrapę, który wyznacza następcę? Po pierwsze, delfin jest niebezpieczny, bo cały aparat władzy nastawia się na niego i niejako marginalizuje dotychczasowego, ale już odchodzącego wodza. Po drugie, każdy despota, Gomułka nie był tu wyjątkiem, uważa, że wraz z jego odejściem wszystko się zawali. To powoduje, że musi pozostawać przy władzy.

Ludzie przywieźli do Anglii swoje polskie problemy, może marzyli, że wyjazd je rozwiąże, ale tak się nie stało. Na Wyspy przyjechała też spora grupa osób, które po prostu uciekły przed polskim wymiarem sprawiedliwości, niektórzy skutecznie się ukryli, inni kontynuowali życie przestępcy, jeszcze inni uciekając przed czymś stosunkowo „lekkim”, popadli w wielkie kłopoty, przeliczone potem na lata odsiadki.

–Kto był największą miłością w życiu Jerzego Andrzejewskiego? – On sam pisał, parokrotnie, że był nią poeta Krzysztof Kamil Baczyński, którego poznał we wrześniu 1941 roku. Jako pierwszy z pisarzy starszego pokolenia rozpoznał natychmiast wielki talent artystyczny młodego człowieka, o czym bez zwłoki powiadomił listownie znanego już krytyka Kazimierza Wykę. Właśnie Wyka opublikuje następnie bardzo wnikliwy esej o twórczości Baczyńskiego, „List do Jana Bugaja”, co było momentem przełomowym dla literackiej kariery bohatera tej rozprawy – momentem konsekracji, uznania. W grudniu 1941 roku Andrzejewski napisał opowiadanie „Przed sądem” zadedykowane Baczyńskiemu. Również Baczyński zadedykował kilka wierszy Andrzejewskiemu. Jednak pod koniec 1941 roku poeta zaręczył się z przyszłą żoną, Barbarą, zaś kilka tygodni potem Andrzejewski poprosił o rękę swoją przyszłą drugą żonę. Być może właśnie dlatego, że związek dwóch twórców był w tej sytuacji raczej miłosną przyjaźnią, relacją z poważnymi ograniczeniami, zapisał się szczególnie w pamięci Andrzejewskiego jako coś wyjątkowego, najpiękniejszego.

Da się jedynie opowiedzieć, jakim /Andrzejewski/ był alkoholikiem: na przykład, że pił okresami, ale potrafił także narzucić sobie dyscyplinę abstynencji. Pisał bez alkoholu. Pił wtedy, gdy z jakichś powodów rezygnował z narzucenia sobie rygoru pozostania w trzeźwości. „Odpuszczał” sobie. Próbował się leczyć, aby w trzeźwości móc trwać stale lub aby móc posiąść kontrolę nad konsumpcją, lecz bezskutecznie.

–A Franciszka Szlimakowska, królowa warszawskich lupanarów? – Ona i jej „zakład” byli zjawiskiem w Warszawie. Pięćdziesiąt dziewczyn, przepiękny lokal z marmurowymi schodami, dwie orkiestry, najlepsze trunki. To nie był zwykły dom publiczny. Tam się załatwiało interesy, tańczyło, wdychało się zapach Europy. Może wyda się to dziwne, ale do tego przybytku przychodziły damy z dobrego towarzystwa, aby podziwiać wystrój wnętrz, ubiory pracujących tam kobiet, zjeżdżali oficerowie z całej guberni, przemysłowcy, kupcy.

Wiesz, Warszawa to był niesamowity tygiel. Rewolucja, strzelanie, ciemne interesy, panoszenie się Rosjan, fortuny, które powstawały nie wiadomo dlaczego, filantropia, wielkie budowy, mosty, parki, wystawy. Minęło ledwie sto lat z małym okładem, a my nic o tych czasach już nie wiemy. Mnie to zadziwia, bo to ledwie trzy, cztery pokolenia.

Milicja Obywatelska była bowiem znienawidzona zarówno przez element przestępczy, jak i zwykłych, skądinąd praworządnych obywateli. Bo to były zwyczajne trepy, butne wobec zwykłych ludzi, ale tchórzliwe wobec chuliganów. Gdy już dochodziło do bójek między łobuzami a MO, zwykli ludzie nie spieszyli z pomocą stróżom porządku. Przy czym milicjanci musieli oganiać się przed chuliganerią pięściami (w czym byli gorsi) bądź kolbami długich karabinów, bo pałki dostali dopiero na jesieni 1956 roku.

… chuligani pochodzili przeważnie z dołów społecznych i zwykle byli zbyt biedni, by dorównać lepiej urodzonym bikiniarzom. Ci ostatni unikali burd i zaczepek, za co spotykali się z pogardą łobuzerii.

SB inwigilowała środowisko homoseksualistów, skupiając się głównie na mężczyznach. Lista kobiet jest krótka i nie w każdym przypadku zgodna z prawdą. Maja Berezowska trafiła na nią zapewne przez swój krąg towarzyski. Wśród jej przyjaciół byli m.in. Artur Maria Swinarski czy Witold Gruca.

–Historycy używają czasem określenia „albański stalinizm”, żeby podkreślić, że albański system był powtórzeniem stalinowskiej strategii strachu, z regularnymi czystkami w obozie władzy i kultury, z więzieniami politycznymi, pracą przymusową, aparatem totalnej inwigilacji i karaniem obywateli za kontakty ze światem zewnętrznym. Opowieści nielicznych turystów o komunistycznej Albanii przypominają dzisiejsze relacje z Korei Północnej. Jeden z moich bohaterów powiedział: „Wprawdzie nie mieliśmy obozów, które przerabiały ludzi na mydło, ale mieliśmy najlepiej strzeżone granice na świecie”.

W czasach, gdy w Polsce 10 mln ludzi zapisało się do Solidarności, Hodża rządził bez śladów jakiejkolwiek opozycji. Zmarł spokojnie we własnym łóżku, w 1985 roku.

Młode państwo polskie borykało się wówczas z głębokimi podziałami społecznymi, w latach trzydziestych XX wieku doszedł do tego jeszcze antysemityzm. Dla Żydów najczęstszą opcją wyboru był syjonizm (rzadziej opcja PPS-owska) albo właśnie komunizm, który w sferze deklaracji zakładał powszechną równość. Sigalin głęboko wierzył w tę ideologię. Tej wiary nie zachwiała ani śmierć brata Grzegorza rozstrzelanego w Moskwie w czasie stalinowskich czystek, ani egzekucja Romana w Katyniu. Tłumaczył to sobie po latach błędami systemu, ale nie winił komunizmu jako ideologii samej w sobie. Umierał jednak w stanie wojennym głęboko rozczarowany polityką PZPR.

Główne spory, jakie wówczas toczono w pracowniach urbanistycznych, dotyczyły tego, na ile nowe miasto ma być powtórzeniem, a na ile zaprzeczeniem Warszawy przedwojennej. Nikt jednak – nawet konserwatorzy – nie zakładał, że będzie to dokładna odbudowa. Natomiast wielkie wyburzenia pod budowę Pałacu Kultury i Nauki były podyktowane względami politycznymi. W tym rejonie planowano nowe centrum miasta i kiedy padła ze strony sowieckiej oferta sfinansowania wieżowca, władze nie miały wątpliwości, że należy zrobić wszystko, żeby umożliwić jego budowę – nawet kosztem 3000 izb mieszkalnych! Ostatecznie stanął PKiN, ale nie ukończono obudowy wielkiego placu, który się przed nim rozpościera. To dramat urbanistyczny, który w tym miejscu trwa do dziś.

Dodaj komentarz

Twój adres e-mail nie zostanie opublikowany. Wymagane pola są oznaczone *