Wystąpił u mnie problem odzieżowy. Zasadniczo noszę się tak, by się nie wyróżniać. Do lasu – bermudy i polo, do ludzi – zwyczajne spodnie, buty. Błąd! Czas by zastosować jakieś wyrafinowanie. Bo na portalu Polityce.pl obok setek tekstów uzasadniających dlaczego Tuska należy odsunąć i to zaraz – reklama. „Odzież patriotyczna: >>Red is Bad<<”. Koszulki z nadrukami, że Okrągły Stół to zdrada itp.
Na wielkim banerze przy mojej ulicy z kolei reklama „Erotic center” przy Głogowskiej. Rzut beretem ode mnie. Baner poleca 600 modeli bielizny erotycznej.
W tej sytuacji trzeba się będzie zdecydować. Może pod bermudy włożę stringi (cienkie jak włos)? Albo do tych bermudów przypnę sobie wstążeczki w barwach narodowych? Niech sarny i zające widzą, że maszeruje prawdziwy Polak.
Bo rankiem okoliczności przyrody jak zwykle:
W czytelni bardzo pożyteczna muza. Osjan „Księga deszczu”. Trochę rozczarowała. Spodziewałem się, że będą smęcić nastrojowo przy gitarze, fujarce i przeszkadzajkach, ale oni poszli w zgrzyty i przesterowania. Jak by mało było, że upał nieznośny.
Za to zbiorówka SBB „Wicher w polu dmie” jazzrockowa jak należy. Stare numery: „Cięcie”, „Z których krwi krew moja”…
Rada Osiedla Strzeszyn w Poznaniu w Poznaniu podjęła uchwałę w sprawie nazw ulic na tzw. osiedlu literackim. Będą ulice Byrona i Goethego, ale nie będzie ulicy Verne’a (zamiast tego: Liryczna). Radni uznali, że ten Goethe jeszcze ujdzie, ale Verne jest zdecydowanie za trudny. Cóż, odwrotnie niż literatura, którą ci panowie po sobie zostawili.
Radio M. aż kipi od przygotowań przed ogólnopolską pielgrzymką słuchaczy (najbliższa sobota i niedziela). Tak się złożyło, że akurat czytam kolejny tom „Dziennika” Jan Józefa Szczepańskiego – z lat 60. i 70. Z autorem rozmawiałem kilka razy. Był chłodny, krytyczny, sceptyczny. Nie kumplował się zanadto ani z władzą, ani ze środowiskiem „Tygodnika Powszechnego”, choć uchodził za autora „katolickiego”.
Pisze o podobnych zjazdach z okazji 1000-lecia chrztu Polski:
1966
4 V
Ponad 200 tys. ludzi – przeważnie ze wsi, cały dzień i noc na placu przed klasztorem. Śpią, jedzą, załatwiają się na miejscu. Między tą zmordowaną ciżbą krążą kwestarze, zbierając datki. Tymczasem na Wałach od świtu msze i procesje. Wszędzie kioski służące do wpłat na msze i z dewocjonaliami. Wielki przemysł pobożności. Milicja złożona z kleryków w niebieskich beretach, wyżywająca się w sprawowaniu władzy. Trybuna dla prasy bez ławek. Kiedy korespondenci upomnieli się u dygnitarza od propagandy w habicie, odpowiedziano im: „A wpłaciliście coś na klasztor?” Gips i sacharyna z własną milicją i inkasem.
Nieco dalej:
Wczoraj podczas nabożeństwa odczytano z ambony list arcybiskupa w sprawie incydentu z obrazem Matki Boskiej. Ta barokowa peregrynacja w stylu kruchcianej dewocji na pograniczu bałwochwalstwa pomyślana jest niewątpliwie jako manewr w konfrontacji politycznej – konfrontacji dwóch dziecinnych i prymitywnych fanatyzmów. Ale otaczanie jej atmosferą melodramatu jest tym bardziej irytujące. I jeszcze do tego obłuda – że chodzi o akt ściśle religijny. Zawstydzające.
I gdzie Ten Szczepański miał to publikować? W Trybunie Ludu? W Tygodniku Powszechnym?