Ostatnie słowa generała…

Hańba! Księdzu profesorowi Oko zablokowano wykład na Uniwersytecie Przyrodniczym w Lublinie. Pod byle pretekstem odmówiono tam wynajęcia sali, w której ten uczony miałby kontynuować swoje wywody na temat gender. Te z sali sejmowej. Po nich – jak sam przyznał – poczuł się jak o. Piotr Skarga. Zupełnie nie rozumiem polityki tej lubelskiej uczelni. Uważam, że powinna postąpić całkiem odwrotnie: zamówić u księdza profesora cały cykl prelekcji o gender. Koniecznie – żeby mówił jak najwięcej i by jak najwięcej z tego, co powie, dostawało się do mediów. I – żadnych „krytycznych omówień”. Tylko cytaty. I w miarę możliwości –  o onanistach, ateistach, pedofilach, pederastach. I tylko o tym.

Dorota obstaje przy tym, iż od jednego rzutu oka rozpozna, kto jest pederastą, a kto alkoholikiem. Najgorsze, że za wybitnego pederastę uważa mnie. Ciekawe, jak na to wpadła?

Sam w latach swej młodości przez pięć minut poczułem się jak Piotr Skarga (w moim macierzystym Jarosławiu kazał podczas poświęcenia fary). Otóż bowiem diecezja przemyska wydawała druk dla księży z gotowymi tekstami kazań. I pewien duchowny mówi do mnie: „-Ty masz taką łatwość słowa, machnij takie kazanie. Jedno, drugie… Tu masz wzór.” I ja siadłem i ja machłem parę takich kazań. Bo dla w miarę oczytanego 16-latka było to prostsze niż budowa cepa rolniczego. Moja zgorszona matka mawiała: „ – Ty w tym cholernym Jarosławiu chyba tylko jeszcze pociągów nie zapowiadałeś!” I tego trzeba było się trzymać, a nie… Bo po iluś latach, po iluś tam publikacjach, Jerzy Robert Nowak, gwiazda nowej ewangelizacji, zaliczył mnie, z nazwiska, w poczet „wrogów Radia Maryja”. Ale to bym mu wybaczył. Ale on tam napisał również rzecz karygodną, absolutnie niewybaczalną. Że, mianowicie, wrogami Radia są nie tylko dziennikarskie tuzy, ale i publicyści mniej znani, jako to Wiesław Kot. A tego to mu już do końca życia nie wybaczę.

Tragedia na szczytach rozpaczy ludzkiej. Nawet na trzy lata może zostać zapuszkowany pewien mieszkaniec moich stron ojczystych. Pruchnika konkretnie. Utracił był on bowiem prawo jazdy, bo się poruszał spożywszy. Jak to zwyczajnie w tych ostępach. Ale on był notoryczny i wsiadł na skuter. A potem zygzakiem. Co jednak funkcjonariuszom dało do myślenia. Więc – kontrol, dmuchanko i – niestety.

O tym Pruchniku wspominam – a można by o tym miejscu napisać tyle, co zostało zaksięgowane o Soplicowie . Bo się przypomniało. Marek Papała chodził do klasy F, gdzie było ich chłopców dwóch, na 40 bab. I jakoś tak było, że ilekroć spojrzałem w okno w trakcie nudnej lekcji, to Marek haratał w gałę na boisku szkolnym. Po czym pakował manele i szedł na PKS do rodzinnego Pruchnika. I porobiło się tak, iż ja jestem redaktorem w Poznaniu i dostaję telefon. „- Cześć, mówi Marek Papała. Nie wiem, czy słyszałeś, ale ja niedawno przeniosłem się do Warszawy. Więc może przy okazji jakaś kawa…” Ja na to „- Marek, jak najbardziej.” Po czym rzucam słuchawką: „ – A co mnie, kurna, obchodzi, że Marek Papała przeprowadził się z Pruchnika do Warszawy?! Jak człowiek zacznie pisać w czytanym tytule, to się wszyscy do  niego kleją.” O żadnej kawie ani mowy. Ale  mija miesiąc i jest rocznica klasowa w kultowym Jarosławiu. I przemawiający powtarzają w ten deseń, że jest redaktor, że jest generał itd. Mnie przemyka prze głowę, że redaktor, wiadomo, ja. Ale generał…? Ale rzecz się przenosi na taras restauracji „Słoneczna”, gdzie ja wypatruję pewnej Eli. Co to miała ze mną przez całe życie wieszać bombki na choince, chować dzieci i odmówić „Wieczne odpoczywanie”. Ale się nie złożyło. Choć było blisko. A tu koledzy z pytaniem: „- Gadałeś już z generałem…? – Z jakim? – Co ty, głupi jesteś? Z generałem Papałą!” I do mnie w jednej sekundzie dociera, że Marek Papała to jest generał Marek Papała, komendant główny policji.” Ale chodzimy sobie z generałem po tarasie kawiarni „Słoneczna”, a on do mnie: „ – Wiesz, ta moja generalicja jest postkomunistyczna. Ale moim celem nie jest Moskwa. Moim celem jest Bruksela”. Słucham, po czym pojechałem na festiwal do Opola. Wracam, dzwonią, że Papałę zastrzelili, bo, podobno, miał niesłychanie cenne informacje. Prasa podaje: „Jednym z ostatnich rozmówców generała był publicysta Wiesław Kot”. Od tego momentu czuję się jak Jack Strong po przejściu na stronę amerykańską.

Dodaj komentarz

Twój adres e-mail nie zostanie opublikowany. Wymagane pola są oznaczone *