https://www.youtube.com/watch?v=jnFoaj8utio
Joe jedzie z Teksasu do Nowego Jorku zarabiać jako męska prostytutka. Za sobą zostawia dwuznacznie zachowania seksualne z babcią. Tu poznaje Ricka z Bronxu. Dwa światy, dwie szkoły aktorskie: Jon Voight i Dustin Hoffman
Pamiętałem to dosyć dobrze z dzieciństwa. Pokazywali w TV – jaka ta Ameryka straszna. Jakoś mi się wydawało, że film jest czarno-biały. A to myśmy mieli czarno-biały telewizor. Bo zresztą jaki?
Schlezinger filmuje wspomnienia, marzenia, wyobraźnię – na przemian z realną akcją.
Z okien autobusu Ameryka pospolita i tandetna. Na dachu stodoły ogromny napis: „Jesus saves”.
W Nowym Jorku wiesza sobie na ścianie hotelu zdjęcie Paula Newmana.
Nowy Jork. Na ruchliwym chodniku leży nieprzytomny mężczyzna (w tle budynek z napisem „Tiffany”), ale nikt się nie zatrzymuje, nikt nie próbuje pomóc.
Pierwsza randka Joego. Pani w pewnym wieku naciska pupą pilota, więc na ekranie co chwila pojawiają się przypadkowe scenki, co czyni całą sytuację idiotyczną. Tym bardziej, że to on daje kobiecie na taksówkę.
Ojciec Ricka (Hoffmana) był beznadziejnie biednym czyścibutem.
On sam ma jedno marzenie – wyjechać na Florydę. (Częste w literaturze i filmie to marzenie, by wyjechać. U Czechowa – do Moskwy!).
Rick jak dzwoni z budki, to odruchowo sprawdza, czy automat nie wydał reszty. Hoffman i ten jego perfekcjonizm!
Anatomia upadku: sprzedaż ulubionego tranzystora w lombardzie, oddawanie krwi za pieniądze… Skrajna bieda pokazywana poprzez stąpanie w znoszonych butach.
W scenie seansu narkotykowego pojawia się Jerzy Kosiński albo ktoś bardzo do niego podobny.
No i scena finałowa: na twarz umierającego w autobusie Ricka pada obraz palm odbitych w szybie.