W Bratysławie też nie za ciekawie, więc – Wiedeń.
Tu Boże Narodzenie już wystartowało. Kramy, kramiki, choinki, choineczki… Przed ratuszem trudno się przecisnąć.
Nieopodal Ringu kamieniczka jak kamieniczka. A tu powstało tyle wybitnych kawałków. Kto by pomyślał…
W Kościele Wotywnym (na Ringu) tablica pamiątkowa wmurowana przez „Die Kameradschaft Stalingrad”. Tym kolegom frontowym, którzy spod Stalingradu nie wrócili. I nie doczekali „wolnej Austrii”. Nic z tego nie rozumiem. Czy dla tych, którzy ze swastyką na mundurze ginęli na rosyjskich stepach „wolna Austria” to była ta przed „Anschlussem”, za panowania Hitlera, czy też za okupacji sowieckiej, czy może po wyjeździe Sowietów?
No i ani słowa o tym, czego właściwie owi polegli Austriacy szukali u bram Stalingradu, gdzieś na końcu świata.
I jeszcze: że „odpoczywają w pokoju”. No, nie wiem, nie wiem…
Prater pusty, smutny, dzieciaków ani na lekarstwo. Karuzele kołyszą się smętnie na wietrze.
Taka turystyka miejska może zwalić z nóg.