Ciągle nastrój. Więc „Miserere” Henryka Mikołaja Góreckiego. Chór mieszany a capella. Chór ma czas, więc najpierw ledwo słyszalne murmurando, potem żałobne pieśni, jak zawodzenia płaczek na pogrzebie. Jęk, płacz, modlitwa. Słucham tego spacerując po lesie. Lepiej brzmiałoby np. w Kościeliskiej, gdzie kompozytor szukał natchnienia, ale muszą wystarczyć i płaskie wielkopolskie ścieżki. Ponieważ nazwanie tego, co słyszę (w sensie gatunku, warsztatu, poziomu wykonawczego) mnie przerasta, więc po prostu wnikam w nastrój. A liście pod nogami przepisowo szeleszczą…