Marian Berland, Dni długie jak wieki:
Dziennik z okresu likwidacji warszawskiego getta. Jedno z wyżej cenionych świadectw tamtego czasu. Trzeba czytać porcjami, tak bardzo działa na wyobraźnię. Część wypadków toczy się na Chłodnej. Rzeczy więcej niż przerażające. A ja na tej Chłodnej mieszkałem bodaj rok na najwyższym piętrze wieżowca.
Cytaty:
Nagle na ulicy rozlega się niesamowity krzyk: „Niemcy, chodźcie, chodźcie! Tutaj się schowało dużo ludzi! Moja żona i dzieci też są!”. Wypadam na balkon. Widzę, jak z bramy domu numer 40 wybiega mężczyzna lat około 45. Włosy rozczochrane, wymachuje rękoma. Zwariował. Krzyczy, wzywa Niemców: – Moja żona się tu z dziećmi schowała. Dużo ludzi, dużo ludzi! Momentalnie zbiera się dokoła niego grupa Niemców i Ukraińców. Czekają tylko na takie okazje. Wariat prowadzi ich do środka. Niebawem wychodzi na ulicę około 60 osób, kobiet, mężczyzn i dzieci. Na przodzie żona i dwoje dzieci szaleńca. Ten biegnie przy niej, krzyczy, gestykuluje, znowu biegnie do Niemców i z powrotem. Niemcy biorą go na bok, każą mu się odwrócić. Pada strzał. Kula trafiła w głowę. Nieszczęśnik zachwiał się i upadł. Momentalnie tworzy się koło niego kałuża krwi. Grupa ruszyła z miejsca. Skręca w kierunku Umschlagu.
Żartowaliśmy, żegnając się jeszcze kilka tygodni temu słowami: „Do zobaczenia w mydlarni na półce”. Nigdy jeszcze żart nie był tak straszną prawdą.
W jednej chwili usłyszeli krzyk z zewnątrz. Ktoś krzyczał, i to po żydowsku: „Żydzi, możecie wyjść! Niemców nie ma! Już po wysiedleniu! Ludzie chodzą swobodnie po ulicy! Żydzi, wychodźcie, nie bójcie się niczego!”. Wsłuchiwali się dobrze kilka minut. Nikt by nigdy nie przypuścił, że to może być podstęp. W końcu, gdy na pewno już się przekonali, że na podwórzu wołają do nich po żydowsku, postanowili wyjść. Każda chwila dalszego ukrywania się była za długa. Każdy chciał pierwszy wyjść na światło. W schronie uczynił się tumult i wrzask. Ludzie szaleli z radości. Całowali się i śmiali, płakali ze szczęścia na przemian. Na wyścigi zaczęli odwalać wyjście, aby czym prędzej ujrzeć słońce, odetchnąć świeżym powietrzem, wyjść na wolność. Pierwszy, który wyszedł, trafił prosto na wycelowane karabiny esesmanów. Stali i pękali ze śmiechu. Już teraz łatwo im było wykurzyć wszystkich. Z boku, otoczony przez Niemców, stał jakiś obcy Żyd, głowę miał opuszczoną na piersi i płakał. Nie śmiał nikomu w oczy spojrzeć. Niemcy trzęśli się ze śmiechu i klepali go po plecach. Jak to się świetnie spisał.
U panów Niemców, Ukraińców i innej hołoty utarło się mniemanie, niemal pewność, że Żydzi są studnią nigdy niewysychającą, wypełnioną złotem. Wystarczy tylko pompę pocisnąć, a ta natychmiast zacznie rzygać złotem, zegarkami, pierścionkami i pieniędzmi. Niezależnie od pory dnia czy też okoliczności. „Żydzie, dawaj złoto” jest najpopularniejszą pieśnią.
Ale są i tacy, którzy bezpośrednio pracują dla Niemców albo też pośrednio oddają im przysługi. I takich jest wielu. Gdyby nie obawa przed końcem panowania niemieckiego i bojaźń przed zemstą organizacji podziemnych, byłoby ich jeszcze więcej. Najczęściej ludźmi tymi kieruje chciwość i chęć łatwego wzbogacenia się na wojnie. Dozorca taki zaobserwuje, że do jednego z mieszkań jego domu często zachodzą młodzi ludzie, wystarczy tylko, że nadmieni w sklepiku obok: „Tam u tych Kowalskich jakieś zebrania pewno się odbywają, bo stale do nich chodzą młode chłopy w butach” – i już dość było, aby sparaliżowana została działalność komórki organizacyjnej, a tym samym oddana przysługa Niemcom. Wystarczy, że taki drań dozorca powiedział sąsiadowi: „Tam u tych Waligórskich na pewno siedzą Żydy, bo ta dziewczyna od nich stale chodzi z takimi wielkimi koszami żarcia, a ich przecież jest tylko dwoje. Po co im tyle żarcia i z czego oni żyją, kiedy on nic nie robi, a ona nawet nie szmugluje…”. I to starczyło, aby ci zaszczuci na śmierć Żydzi, bo tak właśnie było, jak on mówił, musieli uciekać na ulicę, gdzie ich czeka niechybna śmierć. Są jeszcze gorsi. To już szuje, bezpośrednio współpracujący z Niemcami, będący na usługach Gestapo i informujący Niemców o każdym podejrzanym szczególe dziejącym się w obrębie danej posesji. Wiele najazdów Gestapo, rewizji, aresztowań jest ich dziełem.