Marek Romański „Człowiek z Titanica”:
Przedwojenny gazetowiec na mój ulubiony temat – czcicieli Bafometa. Wszystko z gotowych kawałków. Samo się wchłania.
Cytaty:
To, że patefon grał o tak późnej porze, usprawiedliwiał fakt, że dozorca domu z racji swoich imienin wydał kolację dla swych politycznych i niepolitycznych przyjaciół, kolację, w której czasie uczestnicy manifestowali żywo swój entuzjazm dla wyrobów monopolu spirytusowego.
Tylko w powieściach admirałowie giną na mostkach okrętów, w kapiących od złota, obwieszonych orderami mundurach. Tylko w powieściach szefowie policji wydają rozkazy w nieposzlakowanie skrojonych garniturach z angielskiego materiału. W życiu bywa inaczej.
— Radzę, Szprot, uczyń to samo. Teraz nie mamy nic więcej do zrobienia. Trzeba być wypoczętym na jutro. Pościg i poszukiwania są już zarządzone. Szef policji nie mylił się. Właśnie, gdy mówił te słowa oddziały motocyklowe osiągały rogatki Warszawy. Starszy przodownik prowadzący oddział motocyklowej policji w stronę rogatki grochowskiej dał sygnał zatrzymania się. Dyżurny posterunkowy notujący numery przejeżdżających przez rogatkę samochodów zbliżył się i zasalutował służbowo. Krótka, urywana rozmowa. Nie można szafować słowami, gdy droga jest każda sekunda. — Tak jest, panie przodowniku. Numeru jednego auta nie zanotowałem. Starszy przodownik drgnął z radości. Przeczuł, że jest na tropie. — Cóż to było z tym autem? — Minęło mnie z niedozwoloną szybkością. Bodaj osiemdziesiąt kilometrów na godzinę. Przebiegło obok mnie, jakby szatan siedział przy kierownicy.
— Cóż to było z tym autem? — Minęło mnie z niedozwoloną szybkością. Bodaj osiemdziesiąt kilometrów na godzinę. Przebiegło obok mnie, jakby szatan siedział przy kierownicy.
Mijały dni, ale dni te nie przynosiły sukcesów, nie zbliżały policji do wykrycia wodza zbrodniczej sekty satanistów, nie wskazywały drogi do gniazda sekciarzy, gdzie słudzy Baphometa oddawali się ohydnym a wyuzdanym praktykom.
… sekty satanistów, wobec „prześladowań” ich przez władze na terenie państw zachodnich, przeniosły ostatnio swą działalność na teren Czechosłowacji i Polski, gdzie pracują intensywnie nad pomnożeniem szeregów wyznawców Baphometa.
Garbus, który w sposób godny podziwu grał rolę głuchoniemego w czasie policyjnego śledztwa, zwrócił się do dwu rozmawiających z sobą mężczyzn: — Witam was w imieniu Szeloszeta! — rzekł niskim i chrapliwym głosem, przy czym lewa jego ręka nakreśliła w powietrzu znak odwróconego trójkąta. Kierowca i barczysty mężczyzna powtórzyli ten znak symboliczny, który miał być zaprzeczeniem i parodią chrześcijańskiego krzyża.
— Złość Nazarejczyków jest wielka, a czarny kwiat zdrady lęgnie się wszędzie.
Zapominasz, że po naszej stronie walczy bóg pokrzywdzonych, bóg, który chciał światu dać rozkosz, bogactwo i beztroskę. Nazywają go przecież Lucyferem, dawcą światłości. Walczy on i walczyć będzie z bogiem, który stworzył świat i ludzi po to, by ziemię trapiła nędza i choroba …
Garbus skierował się do bufetu. — Napijemy się? — zwrócił się z przyjaznym akcentem do Maciaszka. — Na takie zimno dobrze nam to zrobi. Maciaszek chętnie przyjął to zaproszenie, bowiem widok kieliszka wódki sprawiał na nim zawsze miłe wrażenie.
— No, jeżeli doktor Świrski gra w brydża — przebiegło mu przez myśl — to możliwe, że siadł gdzieś do kart i zapomniał o bożym świecie. Komisarz policji wiedział, że właśnie w tym okresie warszawiacy szaleli na punkcie brydża, a dla zapalonych brydżystów przestawał istnieć czas, gdy siadali do gry w karty.
Solski wiedział, że te pięć słów tworzących jedno zdanie, brzmi po łacinie Superior Ignotum, Maximum Omnipotens Nomen, że pierwsze litery tych słów tworzą słowo SIMON i że to słowo jest u satanistów Imieniem prawdy. Simon – to było to imię tajemnicze, którego brzmienie przejmowało adeptów dreszczem. To był duch ciemności materializujący się podczas satanistycznych seansów, widzialny i dotykalny. Nie było to tylko przypadkowe zestawienie liter. Było to faktycznie pięć słów i jedno zdanie, pięć zdań i jedno imię. Jakoż SIMON było to istotnie imię człowieka, który żył przed wiekami i który ugruntował „Kościół” satanistyczny. Wspominają o nim Dzieje Apostolskie, święty Piotr Apostoł w listach swoich, ostrzegał przed nim niejednokrotnie gminy pierwszych chrześcijan.
Spojrzał na nią wzrokiem, który był wzrokiem węża hipnotyzującego swą ofiarę. Nim zdołała się zorientować, uchwycił ją w pół i przyciągnął do siebie jej gibką, smukłą postać. Uczuł tuż przy sobie prężne pagórki jej piersi i ogarnął go szał. Krwawa mgła okryła mu oczy. Cisnął do siebie coraz silniej ciało dziewczyny, która ruchem samoobrony przegięła się w tył.
Szepty wśród zgromadzonych czcicieli Szatana cichły coraz bardziej. Dymy kadzideł, zawierające narkotyki, odurzały uczestników czarnej mszy i wprowadzały ich w stan dziwnego odrętwienia. Cisza nastała zupełna. W ciszy tej gong zegara, nie wiadomo gdzie ukrytego, zaczął wybijać godzinę dwunastą. Ledwo przebrzmiało dwunaste uderzenie, gdy z niszy podziemnej wyłonił się dziwny pochód. Ukazało się dwu młodzieńców ubranych w szkarłatne tuniki, dzierżących w rękach zapalone żywiczne pochodnie. Za nimi szły trzy kobiety. Były one zupełnie nagie, jedynie twarze ich przesłonięte były maskami. Za nimi postępował Wielki Mag, arcykapłan sekty. Był również nagi pod krwawym ornatem. Głowę okrywał mu kołpak czerwony zakończony dwoma rogami. Na ornacie, w odwróconym trójkącie, widniał wizerunek czarnego kozła. Dwaj młodzieńcy z pochodniami stanęli na stopniach ołtarza, nagie kobiety ułożyły się na dywanie, przed ołtarzem, w ten sposób, że nagie ich ciała tworzyły trójkąt, w którego środku stał arcykapłan.