Małgorzata Żarów „Zaklinanie węży w gorące wieczory”:
Proza współczesna. Ktoś, gdzieś, coś, podobno itd. Kilkaset stron ćwiczeń stylistycznych.
Cytaty:
Ambroży, cały w garniturze, sztywny i załamany tylko w zgięciach materiału, w łokciach i pachwinach, w kolorze ciemnoniebieskim. Musi być spocony pod tym garniturem, mamy środek lipca, ale po nim nie widać, jest jak wycięty ostrym nożem z katalogu i wklejony tutaj, bohater kolażu Lanczyk Miejski. Tak powiedział, spotkajmy się na lanczyk, obgadamy pewne sprawy przed wieczorem, na spokojnie.
Jem, bo przyszłam, żeby dowiedzieć się czegoś o nim przed wieczorem, bo jak na razie nie wiem, dokąd próbuje nas zabrać, jest takim autobusem, do którego wskakuje się w biegu tylko dlatego, że przyjechał.
Jest wczoraj i nikt z nas nie wyobraża sobie tego, co będzie jutro, tak się dzieją tragedie.
– Kurwa – mówi. – Tylko gorzej będzie. – Co będzie? – Katastrofy, zamachy, niedługo wszystko się zacznie jarać. Nie nadążą z gaszeniem. Za dużo nas jest i tylko robimy syf.
– Wiesz, co robią lemingi? Takie małe kudłate szczury. – Wystawia dłoń z rozczapierzonymi palcami, jakby zaraz miał mu w nią wpaść leming, z nieba chyba. – Jak ich jest za dużo, to idą na skałę i rzucają się do morza. Nie wszystkie, tylko ten nadmiar, nie? One wiedzą, że muszą się poświęcić, żeby reszta przetrwała. Takie to małe, a jakie mądre, jebaniutkie. A ludzie? Chuj, nic nie poświęcą, nie pomyślą, tylko żeby mieć więcej. A świat niech się pierdoli.
Jeśli ktoś narusza twoją przestrzeń, zrób coś, czego się nie spodziewa, może być coś żenującego. I zawsze gryź w miękkie.
– Bogdan, ty kurwo – rozlega się przez otwarte okno, jakoś tak całkiem bez wykrzyknika, z rezygnacją.
Każde drzwi każdego biurowca są pstrykającym aparatem, maszyną do nakładania twarzy tym, którzy przez nie przechodzą, foliującą ich w szczelne opakowania, w których będą się pokazywać przez następne osiem godzin. Mogą je sobie podziwiać w lustrach biurowych toalet, ale nie jest w dobrym tonie zdejmować ich przed wyjściem.
Nie mam biletu. Im bardziej patrzę na kasownik, tym bardziej nie mam biletu.
Na miejscach tuż pod pszczołą, jedna za drugą, siedzą dwie kobiety eksponaty, przykurzone, ale dobrze zakonserwowane – i emerytura wpada, i renta po mężu, mają w domu kolekcję kapeluszy i po trzy futrzane kołnierze do płaszcza, brwi wymalowane czarną kreską w międzywojniu zostały takie do dzisiaj.
Nie chcę dowiadywać się więcej, bo to drobnostki. Ważne, że myje ręce i troszczy się o zwierzęta.
Opowiada mi coś o sobie, przyjechał tu rowerem, co robi dobrze na rozrost łydek, lubi gotować, raz wystąpił w serialu, takim, wiesz, realistycznym, jak to się nazywa? Paradokumentalnym. Grał ochroniarza, co mu się nie podobało, bo miał tylko jedną linijkę tekstu. Coś ci się nie podoba? To wypierdalaj. Odgrywa to kilka razy. Chciałby zostać zawodowym aktorem, ale żeby nie obsadzali go w stereotypowych rolach, dlatego lubi grać w porno, bo może się wcielać w różne postacie.
Granice kreślę kredą na podłodze, posypuję solą.
Witamy się serdecznie, całując sobie powietrze obok uszu, całuję też trochę dymu z papierosa.