Magdalena Grochowska „Ćwiczenia z niemożliwego. O tych, którzy sięgają po zabronione”

Magdalena Grochowska „Ćwiczenia z niemożliwego. O tych, którzy sięgają po zabronione”:

Ogromna przyjemność na przełamanie roku. Losy i wybory ludzkie ciekawsze niż tony filckcji. Z kilkoma dane mi było się zetknąć: Giedroyc (przez telefon), Hasior (wywiad, bywanie w pracowni), Kuśmierek (rozmowa), Miłosz (wywiad w jego krakowskim mieszkaniu).

Cytaty:
To losy ludzi całkiem odmiennych. Obok Jerzego Giedroycia, twórcy i redaktora „Kultury” paryskiej – Zygmunt Wojciechowski, twórca i szef Instytutu Zachodniego w Poznaniu; obok księdza Jana Ziei, kapłana katolickiego i chrześcijanina ekumenizmu doskonałego – Józef Kuśmierek, komunista epoki okupacji, niespokojny duch PRL i w końcu zawzięty krytyk dyktatury. A poza tym: Władysław Hasior i Józef Czapski, Jerzy Andrzejewski i Jarosław Iwaszkiewicz, Leopold Unger i Leopold Tyrmand, poeci czasu okupacji (Baczyński, Gajcy, Trzebiński), a z drugiej strony Czesław Miłosz. Bohaterowie tych szkiców są osobowościami wybitnymi; wszystkich cechuje swoista odwaga i nonkonformizm, choć bywa to odwaga ludzi koniunkturalnych i nonkonformizm konformistów.

Na Boże Narodzenie 1931 roku w ulotce Do Braci Kapłanów wzywał do ubóstwa. Ostrzegał: dbając o dostatki dla siebie, popełniają niewierność wobec swego powołania i sieją zgorszenie. „Rwijmy więzy! Wolnymi bądźmy! Na mieszkanie niech nam wystarcza pokój jeden – reszta naszej plebanii niech służy celom społecznocharytatywnym […]. Żyjmy z ofiar, jakie nam wierni sami złożą”. Inaczej świat odwróci się od księży jak od obłudników. Swój Zarys sposobu życia…

Przenoszą go do Zawichostu. Odprawia mszę dla nędzarki za grosz. Dostaje upomnienie z Sandomierza: „Mszy świętej nie wolno odprawiać, przyjąwszy inną ofiarę, niż to jest w zwyczaju”.

Zieja mówi prosto: nawet jeśli ktoś spełnia obowiązki religijne, a nie pielęgnuje miłości lub żyje z niechęcią do ludzi, nie jest praktykującym chrześcijaninem.

Ale Zieja nie chce żyć wśród elity. Już w 1923 roku porzuca rozpoczęty doktorat z teologii. Chce żyć z ludem i realizować Ewangelię w parafii. Zanim przybył do Lasek, za swoje motto uznawał przeczytane w piśmie „Rola” zdanie: „Katolicyzm ma własność pionu; odchylenia nie znosi”. Stopniowo nadawał mu nową formułę: katolicyzm ma własność pełni; ciasnoty nie znosi.

„Żadnych mantoletów, fioletów, purpur, łańcuchów itp. fatałaszków”, bo ksiądz ma chodzić między ludźmi jak „brat pośród braci” – napisze w 1975 roku w programie Myśli o odnowie życia kościelnego w Polsce. Żadnego „opłacania” chrztów, ślubów, pogrzebów i mszy, bo to „pachnie handlem”. Posługi religijne jednakowe dla „pobożnych i gorszycieli, a nawet i dla niewierzących lub innowierców, jeżeli o to poproszą”. Dzwony mają bić tak samo dla wszystkich. Niech episkopat ustanowi bezwzględną abstynencję wśród kleru, także biskupów. Funduszami kościelnymi niech zarządza rada parafialna. „Nic w parafii – bez parafian”. Zwierzchnicy uznają te postulaty za niedorzeczny maksymalizm.

Choć Maritain po kongresie odwiedzi również Laski, to poznańskie doświadczenie zaważy na jego myśleniu o Polsce. Zapytany tuż po wojnie, dlaczego milczał wobec tragedii Powstania Warszawskiego, stwierdzi: „Nie mogę darować Polakom ich antysemityzmu i ich stosunku do Rosji. Podajecie się za ludzi, którzy mają misję na Wschodzie, twierdzicie, że jesteście przedmurzem chrześcijaństwa, a z drugiej strony uważacie Rosjan za półludzi, macie do nich głęboką pogardę”.

Powstańcy są na mszy. Nagle alarm. Zieja przerywa mszę, udziela zbiorowego rozgrzeszenia in articulo mortis, w obliczu śmierci, i rozdaje hostie. Żołnierz, już w hełmie, przed komunią chce go zdjąć i szarpie się ze sprzączką. Zieja: – Nie zdejmuj, idioto!

Gdyby żył, jak zaznaczyłby się jego pacyfizm dziś? Mówi Adam Michnik: – Byłby absolutnie przeciwny każdej mowie nienawiści, strachu i konformizmu. Poszedłby do wyznawców „religii smoleńskiej”, którzy by go zapewne opluli, ale on mówiłby do nich językiem Ewangelii.

Prymas Wyszyński:
Naród niech będzie oddany w niewolę Maryi za wolność Kościoła w Polsce i na świecie. Swój projekt opracowuje w ostatnim roku uwięzienia. Prócz ślubów zawiera on program Wielkiej Nowenny Tysiąclecia. To rozłożona na dziewięć lat modlitwa narodu o odnowę duchową za pośrednictwem Maryi w ramach przygotowań do obchodów tysiąclecia chrztu Polski. Milion pielgrzymów przybywa na Jasną Górę w dniu ślubowania – 26 sierpnia 1956. W tym samym czasie ślubuje w Komańczy prymas. W liście z 19 czerwca 1957 roku Zieja prosi go o zmianę akcentów w przebiegu Nowenny – by w centrum był Chrystus. „Niech biskupi ofiarują naród Bożemu Sercu – pisze niech ten akt trwa lata i niech zaowocuje miłością społeczną, wtedy będzie prawdziwy. Dziś będzie to tylko zbiorowy dreszcz, bardzo powierzchowna (choćby nie wiem jak masowa) manifestacja”.

Maryjność miała mobilizować ruch ludowy w oporze przeciwko komunizmowi. To było wojsko kierujące się emocjami i tradycyjną religijnością. Za tego typu populistyczną politykę płacimy koszty do tej pory – Radio Maryja jest poronionym dzieckiem po Wyszyńskim. Czołową działaczką „Ósemki” jest dziś Krystyna Czuba, publicystka „Naszego Dziennika” i Radia Maryja.

Giedroyc:
Gdy na życzenie Giedroycia Miłosz ocenia wiersz jednego z poetów, dyszy pasją: „Ciała! Mięsa! Rzeczywistości! – chciałoby się wołać. Opisz swój dzień pracy, opisz przyjemność chlania wódy, przestań być melancholikiem, rozejrzyj się trochę…”.

Marian Zdziechowski. Klucz do Giedroycia sprawca wielkiego fermentu w polskiej kulturze, Stanisław Brzozowski. Pierwszy przepełniony mistyczną grozą, przedstawia obraz człowieka „samotnego w obliczu Boga unoszącego się nad światem”, jak napisał Miłosz. W latach studenckich poety kreśli wizję zbliżania się czegoś nieuniknionego; „[…] pędzimy w przepaść”, stwierdza w 1922 roku. Przepowiada zmierzch cywilizacji. Jego nawoływania o zagrożeniu komunizmem i nacjonalizmem traktowane są jako przejaw manii. Chodzi ulicami Wilna jak „szacowny zabytek minionej epoki”. Drugi wznieca na początku XX wieku elektryzujące spory o Polskę. Twórczość Sienkiewicza oskarża o antymetafizyczny banał, niewrażliwość na zagadnienia społeczne, uśmiechnięty optymizm, który umacnia w Polakach samozadowolenie i duchową gnuśność. Sienkiewicz to klasyk polskiej ciemnoty i szlacheckiego nieuctwa. Dziedzictwo szlachetczyzny wywołuje głębokie schorzenie polskiej psychiki.

Miłosz ze sobą się rachuje. Pyta: kim jest? Z jakiej historii i geografii pochodzi? Jego obrachunek z Polską międzywojenną jest bezlitosny. „[…] mieszkała we mnie domena kartoflanych twarzy od Berlina na wschód, bezradnie podejrzliwych drapań się w głowę, paluchów próbujących dać sobie radę z formularzami. […] dysproporcja dwóch Europ”.

Poeci doby okupacji:
Mapę Imperium Słowiańskiego Konfederacja Narodu wydała w październiku 1941 roku. Czerwona plama rozlewa się na pół Europy: od Finlandii po Bałkany, od Szczecina po skolonizowaną Syberię. Egzemplarz, który oglądam, należał do Tadeusza Gajcego. Gdy Tadeusz Borowski zobaczył mapę, napisał fraszkę dla Bojarskiego: „Gdybym mógł na twoje hasła, / to bym, drogi Wacku, na… / (jak odgadniesz rym, dopiero / idź i buduj swe Imperium)”.

Iwaszkiewicz:
„Widzisz, moje życie na zewnątrz jest ubogie, stale cierpię z powodu niemożności zdobycia pełni, przeżywania swojego życia tak mocno, jak ono na to zasługuje”.

„O świniowatości ludzie zapomną, a książki zostaną – oto linia, której trzyma się Iwaszkiewicz” – napisze Kisiel w 1974 roku w dzienniku.

Obaj biorą udział w rekolekcjach, śpią w celach na wąskich łóżkach. Ale czują w tym fałsz. „Przyznaliśmy się sobie – napisze Miłosz – że asceza oraz głębia i szlachetność pogrążania się w duszę budzą w nas dziki apetyt na wódkę i krwiste befsztyki”.

Andrzejewski:
„Drogi ludzkiego umysłu bywają śliskie i czasem niewielki krok dzieli intelektualistę przy biurku od działającego gdzieś sprawnie opryszka idei” – pisał do Miłosza w 1942 roku. Stanie się kibicem sowieckiego systemu.

Maj, dziennik Anny Kowalskiej: „[…] mówił o sobie, że jest kurwa, szmata, skończony, złajdaczony, że już nic nie napisze. Podobno rozpił się i włóczy się po najgorszych knajpach na Pradze w poszukiwaniu chłopców”. Czerwiec, Zawieyski: „Ma on obrzydzenie do marksizmu, do tych samych sloganów, którymi posługiwał się jeszcze niedawno. Jest gorzki, ponury, cierpiący z pasją na oczach wszystkich. […] Współczuję mu z całego serca, ale lękam się jego dostojewszczyzny.

Andrzejewski podpisuje protest. Po fali robotniczych wystąpień w Radomiu i Ursusie pisze list do prześladowanych. Są rzecznikami demokracji, stwierdza. We wrześniu 1976 jest jednym z członków założycieli KORu, jako jedyny pisarz. To on dostarcza do sejmu zawiadomienie o powstaniu Komitetu. Iwaszkiewicz: „[…] zaczęły się te bzdury z KORem […]. Tak jakby polski robotnik […] potrzebował opieki starego durnia i pijanicy Andrzejewskiego i jeszcze podobnych facetów”.

Instytut Zachodni:
Wojciechowski nazywa piłsudczyków „narodowcami w uczuciach i w praktyce”, ponieważ walczyli o niepodległość, czyli o to, „co dla narodu jest rzeczą najcenniejszą”. W postulowanym obozie nie będzie miejsca dla zwolenników demokracji parlamentarnej, stwierdza. Ten system jako niewydolny zmiotły na szczęście w Europie ideologie nacjonalistyczne. To one przywróciły poszczególnym społeczeństwom jedność polityczną. „Dzięki temu […] grupa rządząca zasilana jest stałym dopływem energii dostarczanej przez szerokie masy narodowe. Mając żywy kontakt z miąższem narodowym, może taka grupa rządząca, uosobiona w wodzu, […] wyzwalać energię z mas narodowych”.

Dla Piłsudskiego i jego zwolenników wartością najwyższą było państwo, dla endecji – naród. W dwudziestoleciu międzywojennym te wartości nie dawały się pogodzić, bo w Polsce ponad 30 procent ludności stanowiły mniejszości narodowe.

Wojciechowski, 1934: „Reformacje seksualne, świadome macierzyństwa, demoralizacja młodzieży muszą być wygnane z Polski, tak jak zostały wygnane z Włoch, Niemiec i jak będą wygnane z Francji”. Kilka lat później: „Kierunki narodowe wchodzą oczywiście głęboko w założenia etyki. […] Wiadomo, jak wyglądało życie obyczajowe w Niemczech przed przewrotem hitlerowskim. Nowe kierunki ideowe nałożyły hamulce tym indywidualnym pasjom i namiętnościom: hamulce dyktowane interesem rodziny i społeczeństwa jako całości”.

Wojciechowski, 1934: „Jest rzeczą niemożliwą, ażeby w organicznie pojętym społeczeństwie mogła utrzymać się czteromilionowa masa Żydów, przeszłością swoją, instynktami, moralnością całkiem obca środowisku, w którym siedzi. Jest nam obca jako indoeuropejczykom, jako Słowianom, jako Polakom”.

Tego wszystkiego Wojciechowski w swej publicystyce nie tłumaczy. Pisze: „Antysemityzm dzisiejszych Niemiec jest jednym z ogniw w łańcuchu dążeń podejmowanych przez Niemcy w kierunku oczyszczenia organizmu społecznego niemieckiego z żywiołów obcych. Dla Polski, która posiada u siebie zaognione zagadnienie żydowskie, jest rzeczą bardzo ważną, że jedno z wielkich państw europejskich nie bało się postawić u siebie zagadnienia żydowskiego” (w zbiorze tekstów z lat 1928-1934). Politolog Markus Krzoska uważa, że nie sposób w wielowarstwowej osobowości Wojciechowskiego oddzielić „prawie jawnego antysemity od wierzącego katolika”.

Kilka miesięcy później formułuje program, który wytyczy działalność Instytutu Zachodniego. W przeszłości wszystkie nonsensy życia polskiego – pisze – traktowano jako wyraz woli Bożej. Gdy Polska ponosiła klęskę, mówiło się, że, choć pobita, odniosła zwycięstwo moralne. Rozkrzewiła się wiara w Polskę jako „Chrystusa Narodów”. Kompleks powstańczy każe Polakom rzucać się do walki bez względu na skutki. Więcej realizmu!

Oni są skrzętni, zapobiegliwi, punktualni, gospodarni, oszczędni, racjonalni. Te ich cnoty kwitujemy ironicznym uśmieszkiem. My jesteśmy rozrzutni, lekkomyślni, bardziej skłonni do improwizacji niż do organizacji, rozkochani w sobie. Liczymy, że rozbicie sąsiada wzmocni nas samych. Ale „z cudzej słabości nie tworzy się jeszcze własna siła”. Bojkotowanie kilkudziesięciomilionowego narodu, „zbywanie go pogardą i nienawiścią […], nie da nam ani bezpośrednich korzyści, ani nie zyska nam dobrej opinii w świecie”.

To poetycka krytyka tego w Polakach, co wcześniej Stanisław Brzozowski piętnował jako polską ospałość i polski optymizm niedołęgów; ucieczkę od pytań fundamentalnych i zajęcie pozycji narodugapia, który przygląda się z galerii „wielkiemu dramatowi świata”.

Czapski:
„Podobnie jak w malarstwie zniknęła ludzka twarz i forma, tak i powieść pozbyła się bohatera, który by nas poruszał czy zachwycał, z którym moglibyśmy się utożsamiać, a w miejsce postaci otrzymujemy bezładnie poruszające się pojemniki na doznania i refleksje. W tym sensie zachodnia sztuka i literatura się dehumanizują. W efekcie tracą kontakt z otaczającą rzeczywistością, jako że jedynie jasno wyodrębniona ludzka forma pozwala nam odróżniać to, co rzeczywiste, od tego, co nierzeczywiste”.

Hasior:
Hasior nie wstąpił do partii. Gdy nadszedł Październik, profesor Stanisław Słonina, wówczas student ASP, zobaczył go, jak w holu akademika „Dziekanka” demonstracyjnie wrzuca legitymację ZMP do kosza. Jako pracę dyplomową przedstawił ceramiczne Stacje Męki Pańskiej, które wykonał na zamówienie proboszcza kościoła farnego w Nowym Sączu.

1957, Hasior zaczął uczyć rzeźby w Zakopanem. Zamieszkał na parterze internatu „Borek”, Jagiellońska 3c, wśród buków. Pierwszego dnia Kenar przedstawił go klasie. Na ścianie wisiało malowidło Hasiora Ruch kołowy i pieszy po krętej drodze – z czasów uczniowskich. „Zrobiło mi się jakoś dziwnie w okolicy serca” – zanotował Hasior. Widelec jest przedmiotem neutralnym. Z kompozycji widelca z mięsem rodzi się dramat. Co innego wyraża blacha gładka, co innego – poszarpana. Jakie uczucia wzbudza drapanie nożyczkami po szybie, tłuczenie szkła? – pytał uczniów. Zabierał ich nad potok, wznosili pomniczki z tego, co znaleźli. Na Gubałówce przybierał z nimi kwiatami uschnięte drzewa. Podpalał kopkę siana, by zanalizowali żywioł ognia.

… jesienią 1966 roku, odsłonięto awangardowy pomnik autorstwa Hasiora na przełęczy Snozka koło Czorsztyna. Ażurowa konstrukcja, najeżona kolcami, drapie niebo. Wiatr gra na specjalnie zamontowanych fletach. Na płycie leżą postacie pomordowanych. U ich stóp, w szerokich rynnach, płonie wieczny ogień. Inskrypcja głosi: „Wiernym synom Ojczyzny poległym na Podhalu w walce o utrwalenie władzy ludowej”.

Artysta zamieszkał na górze, w pokoiku z kuchnią, za cenę dwóch dzieł podarowanych rocznie muzeum. Nigdy nie miał własnego mieszkania. Żył skromnie – zupki z mrożonek, koszula dżinsowa. Gdy przyjechało pogotowie, okazało się, że nawet nie ma porządnej piżamy. Dostawał około 500 złotych emerytury. Nieco wcześniej urzędniczka kazała mu udowodnić, że jest artystą plastykiem. Powiedział, że nie będzie udowadniał.

Anda Rottenberg:

Po kilku latach pracy w Zachęcie nabrałam dla artystów plastyków pogardy opowiada Anda Rottenberg. – Pułkownik ogłasza konkurs: wojsko w malarstwie. Artyści przynoszą swoje prace. Konkurs: 25 lat Polski Ludowej. Artyści przynoszą prace. Nie rozmawiali ze mną o sztuce, tylko pytali, czy mogłabym lepiej wyeksponować ich obrazy. Po siedmiu konkursach byli już dla mnie tylko towarzystwem usługowym. Później zaczęli malować Matki Boskie i papieży.

Brała udział w Kongresie Kultury Polskiej. – W dniu otwarcia Kongresu popatrzyłam na trybuny – opowiada. – Siedzieli tam ci sami starzy wyjadacze, którzy robili w malarstwie realizm socjalistyczny, a potem odnowę. Jak się kiedyś walczyło w niesłusznej sprawie – pomyślałam, patrząc na te trybuny – to pora przestać pouczać innych. Sztuka była gdzie indziej, na pewno nie w tej sali. W nocy, przed zamknięciem Kongresu, napisała przemówienie o tym, że sztuka i polityka nie mogą iść za ręce. Rano pod Pałacem Kultury dowiedziała się, że jest stan wojenny.

Czy sztuka jest na usługach Stalina, czy Kościoła, na jedno wychodzi – pisze Anda Rottenberg – bo arsenał środków jest ten sam: tu się maluje Stalinów, tam Jezusów. Sztuka zaangażowana będzie pełnić funkcję propagandową – konkluduje – czy nam się to podoba, czy nie.

Unger:
Kreślił model myślenia o państwie, jaki Giedroyc proponował Polakom i jaki jemu jest bliski. Interes Polski ponad wszystkie wewnętrzne partyjne interesy; postawy społeczne wyzbyte wszelkich fobii, nacjonalizmu, klerykalizmu, mieszania się Kościoła do polityki; budowanie społeczeństwa obywatelskiego; przyjazny stosunek do mniejszości narodowych i do sąsiadów. Polacy, zdaniem Ungera, ów model odrzucili. W makroskali Giedroyc wygrał wszystko: Polska jest w Unii Europejskiej i w NATO. Ale nawet bardzo zła opinia Giedroycia o Polakach była lepsza niż to, jacy się okazali.

Kuśmierek:
Metoda: przy ziemi, żadnej psychologii, fakt i szczegół. Jego program, a może obsesja: naprawianie świata. „Balzak na szczeblu powiatu” – napisze recenzent. Skłócony z partią, skonfliktowany w redakcjach, zwykle bez etatu. Znał ludzi wszystkich pięter: od prezydenta po furmana. Swym paltocikiem wycierał gabinety ministrów, salony literatów, świetlice kombatantów, więzienia, kurniki i chlewnie. Wiedział, co to zabić człowieka, parcelować „obszarników”, pojechać w teren po zawale serca. Zwalisty niedźwiedź wsparty na kruchej Janinie.

Kuśmierkowie przenoszą się do Miedzeszyna we wrześniu 1939 roku. Z rzeki uciekinierów ze stolicy Józef wyławia obraz kobiety trzymającej dziecko, a w drugiej ręce – ani tobołków, ani jedzenia! – tylko święty obraz. Wiele lat później napisze: „Jestem technokratą i potrafię przeliczyć wartości chrześcijańskie na efekty, jakie dzięki nim można uzyskać. Gdyby 20 proc. środków pieniężnych przeznaczonych na budowę nowych świątyń skierowano na budowę domów opieki społecznej, to w każdym województwie mielibyśmy po cztery domy starców”.

Był bardzo antykombatancki – opowiada Rawicz. – Mówił: „Co oni o tej Gwardii Ludowej ciągle pieprzą! Nas tam było dwudziestu i mieliśmy jeden pistolet. I to ja go nosiłem”.

3 komentarze do “Magdalena Grochowska „Ćwiczenia z niemożliwego. O tych, którzy sięgają po zabronione”

  1. W zawiązku z Wojciechowskim. Ciągle powraca teza iż Hitler nie wiedział o Holokauście (np. Korwin-Mikke).
    W książce „Holokaust. Nowa historia” (Laurence Rees) na stronie 421 jest wypowiedź Hitlera do niemieckich generałów w 1944. Mówi wyraźnie: „wytępiliśmy Żydów”. Jest podane źródło – zbiór dokumentów wydany jeszcze w latach 50-ych. Cytat jest dłuższy i znaczący! Dlaczego rzecz nie jest powszechnie znana?

  2. No tak, bo przecież teoretycznie jest możliwe, że hitlerowcy wytłukli 6 milionów Żydów w tajemnicy przed Hitlerem. Po prostu nikt nie miał śmiałości, by mu o tym powiedzieć…

    1. Ja uważam że Hitler wiedział więcej niż mówił. Ale to nie zmienia możliwości, że Himmler w niektórych kwestiach mógł go oszukiwać. Taką możliwość rozważał David Irving. Ja rozumiem jego (Irvinga) postawę tak, że człowiek ten jest uzależniony od dokumentów, tzn. jeśli czegoś nie znalazł to rzecz nie istniała (on tak myśli). Np. w latach 90-ych dopiero dotarł do dokumentów, które uzmysłowiły mu rozmiar Holokaustu. Lepiej późno niż wcale. Teraz nie jest negacjonistą, o czy mówił w Polsce w 2010 r.:
      https://www.rp.pl/artykul/542110-David-Irving-wyglosil-w-Warszawie-tajny-wyklad.html

      Dlatego uważam, że jeśli David Irving twierdzi, że coś istniało, to znaczy że dotarł do dokumentów potwierdzających. Ale jeśli mówi że CZEGOŚ NIE BYŁO, to pogląd ten nie ma poważnych podstaw.

Skomentuj Wiesław Kot Anuluj pisanie odpowiedzi

Twój adres e-mail nie zostanie opublikowany. Wymagane pola są oznaczone *