Fajne chopci byli, ale sie minyli. I my sie miniemy po malutki chwili – śpiewają na Podhalu.
I ja w tym stylu w Polsat News o zmarłych aktorach. I – nareszcie – o śp. Tomaszu Orlikowskim. Człowieku pamiętanym z jednego zdania: „Panie kierowniku! Oczko się jemu odlepiło! Temu misiu!”.
Wracam a Dorota do mnie z dziobem, że zapomniałem o Tatianie Samojłowej, tej z „Lecą żurawie”. Nie zapomniałem, tylko program nie jest z gumy. Takich jak ja oni w ciągu godziny mają z dziesięciu.
I żeby się zrehabilitować za wczorajsze pomylenie drogi prowadzę Dorotę na leśne groby kosynierów z roku 1848:
Przy drodze rosną grzyby, o które przez całe lato nagabywała mnie Dorota. Radzę jej zbierać. Podobno niektórych nawet udaje się odratować:
I dopiero potem, już na parkingu, chwila zadumy nad przemijaniem. Ale – jak to na parkingu. Poparkowało się, posiedziało, podumało i trzeba ruszać. Tylko za którymś razem już się zaparkuje na stałe:
Ciągle czekam aż Fronda wystąpi z wnioskiem o wycofanie „Dziadów” (zwłaszcza „Części II”) ze spisu lektur. Przecież to lansowanie w skali masowej – w dodatku drogą przymusu szkolnego – obrzędów pogańskich. Ten cały halloween to przy „Dziadach” pikuś.
Wczoraj w telewizji pierwsze reklamy z choinką. Jednak nie wytrzymali do 3. listopada!
I tylko do południa aż trzy odcinki Klossa.
Siostra rolnika, który w telewizji ubiega się o żonę: „- Chciałby mieć taką drugą połówkę, z którą mógłby pójść do chlewa, do obory…”
Pismo Przebudźcie się! – dalej o pokusach. Redaktorzy cytują niejakiego Carlosa (podają, że imię zmienione, bo a nuż domyślimy się, który to Carlos): „Czasem dziewczyny pytają o mój numer telefonu i proponują mi seks bez zobowiązań. Oczywiście odmawiam i odchodzę. Ale gdzieś w głowie pozostaje myśl: >>A gdybym jednak dał ten numer?<<. Niektóre z tych dziewczyn są naprawdę atrakcyjne. Łatwo jest pomyśleć: >>Czemu nie?<<”
Ja mam to samo, co Carlos. Piękne dziewczęta też czasem proszą mnie o numer telefonu. Problem w tym, że jak proszą mnie o numer telefonu, to chodzi im o numer telefonu.
Internauta podpisujący się Jan na portalu Polityce.pl ubolewa, że przed wyborami samorządowymi PiS taki niemrawy w Poznaniu: „Można ubolewać nad zdziczeniem mieszkańców POznania ale sami sobie zgotowali ten los”.
Kupiłem sobie nową wieżę. To sześciogłośnikowe bydlę, które miałem od paru lat, powędrowało na strych. Nie dało się tego słuchać normalnie (sąsiedzi!), a jak było cicho, to zawsze słyszałem lepiej połowę instrumentów (tych z bliższego głośnika). Obecna wieża zachowuje parametry, ale jest o wiele mniejsza i dźwiękowo jakoś bardziej „skoncentrowana”.
Paco de Lucia „Luzia” (1998). Słychać niemal tylko gitarę Paco i jego fenomenalne dryblingi. Inni robią za ledwo rozpoznawalne tło. Melodie zasadniczo flamenco, ale gitarzysta nie wytrzymuje i wypuszcza się raz po raz na jazzowe improwizacje. Płyta jednak zachowuje balans między jazzem i folklorem. Zresztą, co to za różnica, gdy gra ktoś taki:
The Count Basie Trio „For The First Time”. Niezwykle dyskretny fortepian, do tego słodko mruczy bas. Cały ten swing toczy się niesłychanie powoli, od niechcenia, jak leniwy strumyk. Jak to włączyć rano, można wyłączyć wieczorem. Czytam, że ma to swoją nazwę: „Kansas City jazz style”. Miło, jak ucho po drodze wychwyci „Lady, Be Good”:
Krzysztof Penderecki „Pasja według św. Łukasza”. Ta muzyka rzeczywiście może przeczołgać. Recitativo, śpiew na granicy zdarcia gardła, głębinowe basy, nagłe (jak dla mnie przynajmniej) wybuchy orkiestry. Chóry wykrzykujące swoje kwestie. Na przemian z szeptem. Taki zestrój dźwiękowy musi ilustrować ekstremalne stany ducha. Jak dla mnie – ociera się o panikę i histerię. Kiedyś w trakcie wywiadu spytałem Mistrza, jak to będzie z „Siedmioma bramami Jerozolimy”. „- No, taką rzecz pisze się ze trzy lata” – powiedział. Ani w ząb nie umiem ocenić: to dużo, mało, średnio?: