Nieco sprawozdawczości. Jesteśmy w Olsztynie na Jurze Krakowsko-Częstochowskiej. Wiadomo: Szlak Orlich Gniazd. Na pytanie, co tutaj robi ten zamek, Dorota odpowiada, że on pokazuje „fucka” całej okolicy. I to już od 500 lat.:
Poza tym byliśmy w interesujących miejscowościach, o których nie wiedzieliśmy nawet, że istnieją:
Miejscowość Złoty Potok żyje wciąż wspomnieniem poety Zygmunta Krasińskiego, który nawiedzał ten oto romantyczny pałac nad stawem, gdzie teraz – czysty absurd – mieści się szkoła rolnicza. Przyuczenie do zawodu rolnika – jak przeczytaliśmy – trwa tam okrągły rok. Jak ktoś nie zda i repetuje to zapewne dwa lata. Cóż, nawet PSL nie obiecywał rolnikom, że będzie łatwo.:
Z rzeczy romantycznych jeszcze ta dyskretna altana nad stawem. Zapewne świadek licznych wyznań kochanków. Może i samego Zygmunta K.?:
Na jego cześć miejscowe koło wędkarskie nazwano tak:
Błąd! „Irydion” to nie jest najważniejszy dramat Krasińskiego. Moim zdaniem koło wędkarskie powinno się nazywać „Nieboska komedia”.
Na Jurze bardzo silny jest kult świętego Idziego. Oto poświęcona mu urocza kapliczka wśród skał i lasów:
Los chciał, iż w chwili kiedy moje myśli zajmował święty Idzi, dostałem telefon, że nominację do złotych globów dostała „Ida”. I że mam szorować do telewizji do Krakowa. I ja – jak zbity pies – poturlałem się do tego Krakowa. Żeby gadać o „Idzie”, kiedy myślami byłem przy Idzim. Jeszcze po drodze w samochodzie awantura z Dorotą: mówić na żywo do radia (bo zadzwoniło) jadąc 120 na godzinę czy nie mówić? Czy mówić, ale zjechać na pobocze? Na to nigdy nie ma dobrej odpowiedzi.
A święty Idzi z przydrożnej kapliczki dostarczył mi pośredniego dowodu na istnienie diabła. Bo cóż innego mogło tak bardzo przestraszyć owego świętobliwego męża?:
I drobiazgi z Jury, gdzie, jak wiadomo, wszystko jest wapienne czyli białe. Nic więc dziwnego, że jeżeli w tej okolicy ujawnia się jakaś siła, to ona też jest biała:
Scena freudowska na terenie dawnego klasztoru w miejscowości Mstów. Ten pan na fotografii – czego naturalnie nie widać – zajmował się długotrwałym i uporczywym grzebaniem kijem w dziupli. Ja przyjąłem to zupełnie naturalnie, nie mam bowiem żadnych tylnych myśli. Dorota natomiast dostała parkosyzmów obleśnego, perwersyjnego śmiechu. Więc musieliśmy uciekać. I tyle było naszego zwiedzania:
W sprawach życia publicznego też czas nadrobić zaległości. Czwartek wieczór. Główna wiadomość na portalu Naszego Dziennika: „Hiszpan Fernando Alonso podpisał kontrakt z zespołem McLarena i wspólnie z Brytyjczykiem Jensonem Buttonem stworzą jeden z najbardziej ekscytujących teamów w historii Formuły 1”.
Media wypominają prezesowi Kaczyńskiemu, że nie był w ścisłym KORze.
Internet: „To są chwyty nieuczciwe – niedługo napiszecie, że Jarosław nie doradzał Piłsudskiemu i że nie brał udziału w Powstaniu Warszawskim”. Z bólem serca odebrałem wiadomość o wycofaniu się biskupów z patronowania wiadomemu marszowi.
Internet: „Już tylu chłopców odchodziło z naszego puebla I wszyscy przysięgali swym dziewczynom, Że wkrótce je do siebie zabiorą – żaden nie przysłał listu.”
W moim macierzystym mieście jeden rencista i jeden bezrobotny obrobili „na wnuczka” kilkanaście o ile nie kilkadziesiąt starszych osób w całej Polsce. Po uprawie marihuany na rynek holenderski to drugie tego typu osiągnięcie moich krajan. Przy nich czuję się zawstydzony własną miałkością.