https://www.youtube.com/watch?v=wBtxGiqqPTA
Z serii: muza energetyczna, choć nieinwazyjna. W sam raz do stukania w klawiaturę. Przyszło mi do głowy, że to może być Chuck Mangione i jego „Children of Sanchez”. Film taki sobie, ale muzyka się obroniła. A trąbki to już mają całkiem niezłe zadęcie.
To nie pierwszy przypadek nierównomierności filmu i muzyki. Spaghetti-westernów z Eastwoodem też nikt dziś nie ogląda, ale muzyki Morricone słuchają wszyscy.