Dzień w Łodzi. Przeleciał ptakiem polnym. Na koniec farsa „Złodziej” w Teatrze Nowym. Dookoła stara dzielnica, która jest raczej z tragedii. Ale to się nie zmienia zapewne od wielu lat, a my jesteśmy świadkami, że od kilku.:
Dużo by mówić, ale dzień zaczął się od rytualnego deseru „Tuwim” przy Piotrkowskiej.
Potem musiałem swoje odsiedzieć w galerii, ponieważ Dorota na absolutnie niezbędnych zakupach. Ale w pasażu postawili fotel (krój na lata 60.), do tego stylowa lampa. Z miejsca poczułem się jak w domu. Usiadłem i z miejsca wziąłem się do roboty.: