Lapidarium

Wystarczyło nie pokazywać się na podpoznańskich dróżkach parę dni, a tu – proszę – jakie spustoszenia wyrządziła Aleksandra (tajfun). Feministki protestują, gdy tajfuny nazywa się kobiecymi imionami, ale – jak widać – nie mają racji:

I słońce też strasznie blade:

Długo jeszcze będziemy żyć ostatnią pielgrzymką. Pozbierajmy pozostałe okruszyny.
Oto pomnik Mickiewicza na rynku w  Mstowie. Pewnie nie byłby wart uwagi, gdyby nie hipsterski fryz wieszcza:

Teatr w Olsztynie (pod Częstochową) ma przerwę, ale scenografię eksponuje na mrozie (Dorota z prawej):

W tymże Olsztynie miła panienka rozdaje na rynku ulotki reklamowe zapraszając do odwiedzenia miejscowej drogerii. Dorota pyta, co tam takiego niezwykłego. Panienka na to, że – miła, domowa atmosfera. „- Bardzo takiej w Olsztynie brakuje”. No, więc gdyby ktoś szukał domowej atmosfery akurat w Olsztynie (pod Częstochową), to zapraszamy tutaj:

W Olsztynie można się też łatwo dorobić. Wystarczy wskazać sprawcę podpaleń, które nękają okolicę. Była nawet brana pod uwagę koncepcja, że wskażę Dorotę, wezmę forsę i w nogi. Dorota wykaże się alibi, wypuszczą ją, ale będzie już za późno:

W okolicznych lasach napotkaliśmy krzyż. Nie byłoby w nim nic szczególnego, gdyby nie fakt, iż „fundator” tego imponującego obiektu religijnego podpisał go dumnie swym nazwiskiem. Oto co znaczy szacunek dla własnych dokonań:

Polska regionalna zadaje kłam pomówieniom jakoby tylko warszawka pamiętała o najważniejszej rocznicy. W okolicach miejscowości Żarki przy szosie, w szczerym polu, jest patriotyczna instalacja (z ławeczką). I proszę bardzo – jak się chce, to można się zadumać:

Poza tym w miasteczku Żarki urokliwy kirkut. Laski, piaski, karaski i to co zostało po współmieszkańcach. Unikatowe, więc sześciokrotnie:

Od wczoraj od telewizji do telewizji, bo „Ida” miała „złoty strzał’. Jutro rano Polsat.

W komentarzach do marszu z 13 grudnia powtarzają się tytuły filmów i książek: „Dzień świstaka”, „Dzień świra” i „Mały książę”.

Adam Pierończyk Quartet „El Buscador” (2010). Ogromnie minimalistyczny ten jazz. Słychać zasadniczo tylko saksofony Pierończyka. Ściszone, delikatne. I grzechotki, które nadają całości charakter buddyjskiej mantry. Tyle że korzystnie kontrastuje to ze zwyczajowym jazzowym combo, których mamy aż nadto:

Antonin Dvorak „Cello Concerto”. Późny Dvorak (+ 1904) – jeszcze manifestacyjnie przywiązany do romantyzmu niemieckiego, a już wprowadzający do swej muzyki coraz więcej akcentów słowiańskich. Stąd te „Dumki” w zestawie. Dialog skrzypiec z orkiestrą, skrzypiec z fortepianem. Rzeczywiście, słychać w tej muzyce jakąś rozlewność, którą można określić jako „słowiańską”. O ile to słowo cokolwiek znaczy:

Dodaj komentarz

Twój adres e-mail nie zostanie opublikowany. Wymagane pola są oznaczone *