Ossian „Księga chmur” (1979). Z początku kakofonia jakiejś ciżby ludzkiej. Jak na meczu. Z czasem pojawiają się panie, które brzmią jak Alibabki. W końcu śpiewy obrzędowe z Czarnego Lądu. Nie wiem, czemu zawsze czekam na krople deszczu, a oni na każdej płycie najpierw zgrzytają. Wreszcie te fujarki i piszczałki, co mają być. No i instrumenty strunowe, szarpane. Do tego rytualne bębny.