Na zajęcia przychodzi studentka, która ma na sobie pojemny, czarny T-shirt. Na nim widnieje wybity wielkimi, białymi literami napis: „Lubię moją dupę”. Ogarnia mnie tęsknota, aby na następne zajęcia przyjść w T-shircie z napisem: „Lubię mojego…”
Jarosławska ruletka. Nudził się pewien młodzianek. W Jarosławiu nie nowina – spędziłem tam pierwszych 18 lat życia! Wiem, rozumiem. Więc wszedł na wiadukt, na obwodnicy z kieszeniami pełnymi kamieni. Większych i mniejszych. I spuszczał w dół, po jednym. Raz trafił, raz nie. Kierowcy z reguły nie zatrzymywali się – ostatecznie, to tylko Jarosław. Ale zawsze znajdzie się jakiś prosiak. Zawsze znajdzie się kapucha! Zwłaszcza w Jarosławiu. Taki wyskoczył z fury i – szpula za chłopakiem. Dorwał, doprowadził, sąd rodzinny. Chłopak wszystko to będzie to miał w papierach. Przez następne lata, kiedy też będzie próbował różnych sztuk. Aż dostanie dożywotkę. W jarosławskim powiecie – to norma. A wszystko przez głupi odprysk lakieru. W warsztacie parę marnych złotych. Splunąć nie warto.
Oglądam do obłędu, bo mi to potrzebne do książki – „Eroikę” Munka z 1957. Gdyby dzisiaj ktoś pokazał taki film o powstaniu warszawskim, zarąbaliby go żywymi siekierami na placu przed Zamkiem Królewskim. A tak – Andrzej Munk zginął sobie w banalnym wypadku samochodowym.