Ja to jestem polonista za 5 złotych. Wczoraj napisałem: „zwisający z góry mikrofon”. Pewnie – mógł przecież zwisać z dołu.
Zaniepokojona stacja Eskarock pyta, co to będzie, bo podobno Żmijewski wynosi się z serialu o księdzu Mateuszu.
Ja dwa słowa. Ma te swoje kapłańskie obowiązki, ale bez przesady. Głównie liturgia, a i to nieczęsto. Katechezy (upierdliwe!) prawie wcale. Brewiarz? Nigdy! Głownie jeździ na rowerze (kto w Polsce widział księdza w sutannie i na rowerze? Poza tym żyje w normalnej, wielopokoleniowej rodzinie. Jest gderliwa żona (umownie: gospodyni), jest babcia, jest synek. Zwykłe domowe kłopoty. I co tydzień drobna zagadka kryminalna. On przy tym taktowny, uprzejmy, zadbany (nawet łysinka na czubku głowy się w oczy nie rzuca). Ksiądz-mąż-ojciec-ideał. Jak można wierzący naród pozbawiać tak świetlanej postaci?
Nawiasem: tych parę uliczek starego Sandomierza, które w serialu pokazują w kółko, ma się tak do całokształtu tego miasta, jak Capri do Katowic. No i Sandomierz to miasto pobożnych kapłanów, a jednocześnie stolica polskiej zbrodni. W sumie: sami swoi.
Łódź, sklepik na rogu. Oferta last minute.
W głównym kościele Kielc epitafium ku czci „Wojciecha Bartoszewskiego, Inspektora Domu Kary i Poprawy”. I tak ma być! A nie w kółko: rycerze, bojownicy, poeci, prałaci. Mogliby pójść krok dalej i wmurować tam serce Inspektora. A nie tylko: Chopin, Piłsudski, Kaczyński…
Proszę, niby skromny optyk z Kielc, a stać go, by jego usługi reklamował sam Beatles z wadą wzroku.
Papieże na popiersiach i pomnikach dzielą się na podobnych, niepodobnych (przed bazyliką w Kalwarii Zebrzydowskiej stoi żenujący konus) i tego sprzed kościoła w Żarnowcu.