Po lesie chodzę jak po spacerniaku. Kilometry, kilometry i nic nowego. Czasem jabłko:
Czasem grzyb. Po tym rozpoznaje pory roku:
Taki głupi wyjazd, a kładzie się cieniem na cały tydzień. Trudno się ze wszystkim uporać. Pozostały okruszyny. Pozbierajmy.
Pisałem z dystansem o krakowskiej wystawie na temat zbrodni w sztuce. Były tam – przypominam – takie na przykład rekonstrukcje:
Ale wydziwiałem przy tym głupio, bo takie przedstawienia mają długą i szacowną tradycję. Oto obrazy w sieniach klasztoru reformatów w Bieczu:
A to katedra w Sandomierzu z jej monumentalnymi płótnami:
Tu z kolei cystersi w Wąchocku z freskiem:
I jeszcze bernardyni w Leżajsku:
A propos klasztorów. Mnisi wdzierają się gwałtem do reklamy. Choćby w Sanoku:
W Sandomierzu:
Tutaj też zaobserwowaliśmy „mnicha”, który wystawał w ciężkich szatach w sam upał, by turyści mogli sobie z nim zrobić zdjęcie (za drobną opłatą). Był tą fuchą wkurzony i rozdrażniony. Zrobiłem mu zdjęcie, kiedy z ulgą zakasał habit i poszedł zapalić:
Z innych obserwacji. W pobliżach kościołów w całym kraju akcja promocyjna tygodnika „Niedziela” w ramach jego „nowego otwarcia”. Po odsunięciu redaktora naczelnego ks. infułata Skubisia, przez pewien czas mojego ulubionego felietonisty radiowego. Więc duże bilbordy. Ale po czym ja mam poznać, że przedstawiają one rodzinę katolicką, jak ona spędza niedzielę? Siedzą wokół stołu i ojciec czyta książkę. Skąd mam wiedzieć, że to nie narodowe czytanie Trylogii? Ale nawet jeżeli to jest Biblia, to gdzie krzyż, gdzie figurka Matki Boskiej? Oj, znamy takie rodziny, które siadają w kręgu i czytają Biblię. Mnie potem przynoszą gazetki. Ale nie jestem pewien, czy to ich właśnie tygodnik katolicki chciałby promować:
Jako krytyka filmowego w księgarni katolickiej w Sandomierzu zainteresował mnie zbiór scenariuszy:
Racja. Często msze oparte są na byle jakich, tandetnych scenariuszach. Z tego może wyjść tylko msza klasy B, a nawet C. O zgrozo, zdarzają się nawet msze bez scenariusza!
Ale nie tylko ja wybrzydzam. Dorota wniosła zastrzeżenie co do kwiatków na jednym ołtarzu. Twierdzi, że wyglądają nieprzyzwoicie, nie nadają się do kościoła, a już na pewno nie na ołtarz dedykowany świętej. Nie rozumiem, o co jej chodzi, ale reprodukuję tę ciekawostkę z pogranicza liturgii i florystyki:
Do poczytania – zaległości z zapisków Jerzego Gruzy:
W telewizji rekiny finansowe odpytują ludzi w sprawie nowych pomysłów na
zrobienie dużych pieniędzy. Ci nie ryzykują. Chodzi o inwestycje. Nie chcą dać kasy na
produkcję. Podważają każdy śmielszy projekt.
I tu fantastyczne pomyłki z historii wielkich pomysłów biznesowych.
Poniżej, dla znających angielski.
• Computers in the future may weigh no more than 1.5 tons – Popular Mechanics,
1949
• I think there is a world market for maybe five computers – Thomas Watson,
Chairman of IBM, 1943
• There is no reason anyone would want a computer in their home – Chairman and
founder of Digital Equipment Corp., 1977
• We don’t like their sound, and guitar music is on the way out – Decca Recording po przesłuchaniu zespołu The Beatles w roku 1962.
Telewizja to jest medium dla ludzi, którzy nie mają nic do roboty i patrzą na tych, co robią cokolwiek.
Wiadomość z Internetu.
„Marek Kondrat stracił sens życia!”
Dwóch siedzi na ławce, jeden czyta gazetę.
– Ty, stary, tu piszą, że ma podrożeć woda mineralna „Cisowianka”!
– Tak? I bardzo dobrze. Wzięli się, kurwa, nareszcie i za abstynentów.
Aktorka w rozmowie z dziennikarzem:
– Jeszcze nie mam osobowości. Mam za małe piersi.
Na słupie z kulturą na rogu Marszałkowskiej i Szucha: Chopin i jego Europa,
(A)pollonia, Chór Aleksandrowa, Teatr Wielki, jubileusz Awdiejewa, film „Incepcja” – i na
to dolepione ogłoszenie wielkimi literami: „Ceny oszalały! Pizza na wynos”.
Śmiertelny wypadek drogowy. Kierowca dead. Jego GPS: „Dotarłeś do celu!… Dotarłeś do celu!… Dotarłeś…”.
Pierwszy śnieg.
Jak przetrzymać w mieście pory roku?
Najgorzej jest zimą.
Biało-czarno, jak w Japonii na pogrzebie.