Jerzy Pilch „Pretensja o tytuł jest jedyną, jaką mieć tu można”:
Felietony z „Polityki”. Miło czytać kogoś, dla kogo literatura jest tak ważna.
Cytaty:
Literatura to nie jest park narodowy, w którym jakieś gatunki mają z definicji podlegać ochronie, literatura jest w istocie polem walki niekiedy wyniszczającej, skala stosowanych w tej walce chwytów jest wielka, niektóre z nich są specjalnie knurze.
Prawdziwa sztuka literacka nie jest sztuką gramatyki, ale sztuką zaglądania do mózgu.
Pani Kingo! Stanowczo oznajmiam pani, że wszystkie moje ostatnie oznaki sympatii odczytała pani zbyt pochopnie! Owszem, 17 września około godziny 20.30 podałem pani rękę, ale to nie znaczy, że od razu jestem gotów do pełnej wzajemności. Proszę dać mi jeszcze trochę czasu. Wiem, że zabrzmi to brutalnie, ale ja muszę się wpierw upewnić, że pani naprawdę mnie kocha, a nie leci tylko na pieniądze.
Podczas jednego z takich zanurzeń jął obszernie charakteryzować miejscową pinakotekę, po czym zapytał, czy już zwiedzałem. – Nie – odpowiedziałem i, uważam, wybrnąłem nieźle, powstrzymałem się w końcu przed zapytanie, co to jest pinakoteka.
Witkacy, jak ról Lear, ukazywał się zawsze z orszakiem dworzan i błazenków, rekrutowanych przeważnie z rozmaitych pokurczów literackich (jak większość dyktatorów znosił tylko istoty podrzędne).
Na NaGłosie, pamiętam, czytał jakieś dawniejsze, a zatrzymane przez cenzurę opowiadanie. Najwyraźniej nie sprawdził zbyt skrupulatnie pożółkłego maszynopisu, bo w trakcie lektury od czasu do czasu wzdychał z niesmakiem: – Ależ to słabe. Siedziałem blisko, słyszałem wyraźnie. Żadnej w tym nie było kokieterii, tylko swobodny stosunek do (co z tego, że własnego) tekstu. Oprócz jego ważnych książek być może ta przypadkowo i bezwiednie udzielona nauka mi pozostała. Że mianowicie dobrze jest wzdychać nad własnymi tekstami: ależ to słabe. Nie jest to, dodam, nauka ani prosta, ani łatwa.
Zacząłem pracować w tygodniku „Student”, które to określenie (pracować) jest poetyckim pseudonimem bujnego życia towarzyskiego, co jest z kolei poetyckim pseudonimem pompowania zatrważających ilości trunku o nazwie Bałtyk, pospołu z takim postaciami, jak Bronisław Maj, Marian Stala, Tadeusz Słobodzianek.
Jak wchodzę intensywnie w Tołstoja, literatura przez tego autora napisana staje się wyłącznie moją sprawą wewnętrzną. Tak samo jest z Płatonowem, Schulzem, Grochowiakiem, Miłoszem, tak jest ze wszystkimi książkami, jakie przyjdą (i wejdą) mi do głowy.
Marzący o cudownym sposobie dojścia do łyka salicylu dworcowi pijacy mieć teraz będą inne marzenia, o nieoddanych na makulaturę, a o przeczytanych i podanych dalej książkach rozmawiać oni teraz będą na melinach.
Owszem, świetnie jak czytanie staje się narkotykiem, ale podrzucanie w rozmaitych miejscach działek tego narkotyku z nadzieja, że jak ktoś raz spróbuje, to już nie przestanie, jest symptomem przesadnej wiary w siłę słowa.
Otóż osobnicy, którzy piszą, podejmują próby czy nawet tylko noszą się z zamiarem pisania powieści, to są ludzie specjalnego pokroju. To są ludzie trawieni głodem całości, chorobliwą ambicją ogarnięcia całości, zuchwałą nadzieją odnalezienia kluczy do całości.
W wydanych właśnie nakładem Czytelnika nadzwyczaj interesujących „Dziennikach” Sandora Maraia jest uwaga, iż prawdziwa, intensywna i twórcza lektura jest sztuką większą od sztuki pisania. Nie jest to żaden ryzykowny paradoks, wejść w opisany przez kogoś świat z respektem jego założeń, z umiejętnością poruszania się w obrębie jego ustalonych rozmiarów, ale i z ciekawością dla różnic pomiędzy projektem a realizacją, z uważnym namysłem nad wykorzystanymi i niewykorzystanymi rozwiązaniami, kroczyć wyznaczonymi przez autora drogami, ale oświetlać je światłem własnych upodobań – to jest arcysztuka.
Na dobrą sprawę trzema rzeczami zajmował się on w swoim pisaniu: głosił ekstatyczną pochwałę życia, odganiał demony i rozmyślał o śmierci. Bo też prawdziwy pisarz – taka jest Jego nauka – tylko tymi trzema tematami winien się zajmować. Tylko. Mój Boże. Był pisarzem religijnym, poeta, w najgłębszym znaczeniu tego słowa, metafizycznym. Ciekawość tamtego świata, ciekawość obietnicy tamtego świata, ciekawość wzniesionej przez ludzi olbrzymiej budowli wyobrażeń tamtego świata – była jego ciekawością pierwszą.
W Polsce artysta, co odniesie sukces, przestaje być artysta, a staje się człowiekiem sukcesu. Przestaje być ciekawe, co jeszcze stworzy, ciekawe jest, co zrobi z sukcesem, na co wyda kasę, jak się błaźnił będzie, pielęgnując swą karierę. Jako twórca zostaje unieważniony, w końcu, jak powszechnie wiadomo, człowiek sukcesu to jest taki człowiek, co nie ma problemów, a ktoś, kto nie ma problemów, nie stworzy nic wartego uwagi. Może on, jedynie w celu dalszego wzmożenia sukcesu, kurwić się pod względem rynkowym, produkując jakieś tandety – polscy czytelnicy, którzy są doszczętnie zmanipulowanym przez media bydłem, i tak kupią wszystko, co jest promowane.
Antoni Słonimski swego czasu naigrywający się z młodych poetów, napotkawszy z ich strony zarzut, że nie rozumie romantycznego buntu i jest martwy i skostniały jak Koźmian, odpowiedział: Na Koźmiana się zgadzam, dajcie znać, gdzie Mickiewicz.
Pewnie, że tak! Każdy może w literaturze napisać bestseller, każdy może napisać arcydzieło, niezliczone rzesze przeciętnie, a nawet bardzo uzdolnionych ludzi pióra są w nieustannej potencji, a pisze tylko jakiś jeden głupek. Pisze, wydaje i się błaźni, bo wprowadza w czyn łatwiznę, którą mógłby zrobić każdy, tyle że lepiej. Pisze, wydaje i odnosi sukces, i zarabia pieniądze, i się degraduje moralnie, bo bierze pieniądze za tandetę, którą mógłby zrobić każdy, tyle że lepiej i za większą kasę. W Polsce na przykład każdy młody literat może tak olśniewająco pisać jak Masłowska i to z palcem w nosie, a tylko ona jedna się wygłupia.
Jak mawiał pewien peerelowski cenzor: Można drukować, tam nic nie ma.
Dawniejsze przypisywanie wszelkiego zła Żydom przetrwało obecnie – w paradoksalnie mrocznej postaci przypisywania wszelkiemu złu żydowskości. Wyrostek urągający na meczu bramkarzowi przeciwnika: Ty żydu!, nie czyni tak z powodu uprzedzeń rasowych, ale by coś najgorszego, co można, wyryczeć.