Ich bin ein Berliner!

Przynajmniej na ten jeden dzień. Cała Polska nieczynna. W Warszawie 12 demonstracji, każda w innej części miasta. Czyli wszystko sparaliżowane. A w Berlinie zwykła środa. Mittwoch. Aparat został w samochodzie (ale wino typu chardonnay – nie!). Więc tylko – jak mnie Dorota pstryknęła swoim aparatem przy Checkpoint Charlie. Na tle zburzonego muru. „Wind Of Change”. :

c1

A tuż obok Muzeum Terroru. Dziesiątki milionów Niemców były bowiem terroryzowane, by głosować na Hitlera. To wiemy ze szkoły. W bawarskich lasach działała nawet ożywiona partyzantka antyhitlerowska. Podobno nawet mały Josef Ratzinger…
Tylko zachodnie media knuły (knują do tej pory). Wprawdzie dawały wybitnych Niemców tej epoki na okładki, ale już komentarze wcale nie  były (wbrew pozorom) przychylne.:

c2

Wieczorem wracamy do ojczyzny. I tu, na pierwszej stacji benzynowej przeżyłem chwilę wzruszenia słysząc wreszcie polską mowę po tym germańskim szwargocie. Podchodzi miły młody człowiek o szczerym wejrzeniu i wybitnie romskiej urodzie. Pyta ciekawie: „- Proszę pana, a może telefon komórkowy potrzebny?”
W domu wszedłem do netu. Czytam komentarz po Dniu Niepodległości na wPolityce.pl: „Jesteśmy narodem przebudzonym. Gotowym do podejmowania nowych wyzwań i odnowienia fundamentów państwa. Być może to ostanie obywatelskie zjednoczenie, na jakie Polaków teraz stać”.
Tak! Bój to jest nasz ostatni…

Dodaj komentarz

Twój adres e-mail nie zostanie opublikowany. Wymagane pola są oznaczone *